25-lecie województwa, czyli sukces po przejściach. Komentarz Ryszard Warty

Region Raport
Biznes Opinie
t
Fot. Ryszard Warta

Dawno już zauważono, że bardzo dobrzy jesteśmy w świętowaniu klęsk, upadków, nieudanych zrywów i generalnie historycznych niepowodzeń. Znacznie gorzej nam natomiast idzie z honorowaniem sukcesów. Czwartkowe odsłonięcie herbu województwa w sali obrad toruńskiej  Rady Miasta i przyjęte jednogłośnie przez toruńskich radnych stanowisko z okazji 25-lecia powstania Województwa Kujawsko-Pomorskiego z Toruniem jako jego samorządową stolicą  - choć tylko w regionalnej skali - ale jednak ten kiepski bilans nieco poprawia. 
 

Bo to był bez wątpienia sukces. Na poziomie całego regionu, bo ćwierć wieku temu powstało samodzielne województwo kujawsko-pomorskie, mimo tego, że według pierwotnych założeń twórców wielkiej reformy samorządowej w ogóle go miało nie być. A to dla największych jego miast: Bydgoszczy i Torunia, ale nie tylko, oznaczałoby koszmarną perspektywę degradacji, stratę nie tylko prestiżową, ale co o wiele ważniejsze – utratę masy szans rozwojowych.

 
To także sukces na poziomie lokalnym – czego wyrazem była czwartkowa uroczystość w Toruniu – bo mimo wielu zagrożeń i sytuacji, w której wydawało się już, że cel jest poza zasięgiem, miastu udało się zachować status wojewódzki. 

 
Co ciekawe, wtedy, 25 lat temu, ten sukces wcale nie był czymś oczywistym. Wręcz odwrotnie, nowe województwo, po długich miesiącach politycznych przepychanek, gabinetowych rozgrywek i głośnych ulicznych demonstracji, w atmosferze – trzeba to powiedzieć wprost  - ostrego konfliktu społecznego witane było z mieszaniną zmęczenia, nieufności i  braku przekonania, czy osiągnięty kompromis okaże się trwałą wartością.

 
Tym bardziej, że obie obecne stolice województwa w pełni zmobilizowały się do walki o odpowiedni status miasta, ale o różne rzeczy walczono. W Bydgoszczy żywa była idea budowy województwa kujawsko-pomorskiego ze stolicą w Bydgoszczy, w formie przypominającej dawne, duże województwo bydgoskie w kształcie sprzed 1975 roku. To właśnie w imię tego województwa z całą władzą skoncentrowaną nad Brdą, demonstrowano, blokowano drogi, wywijano budzikami.  W Toruniu, ta perspektywa była nie do przyjęcia – choćby dlatego, że wciąż żywa była społeczna pamięć o odebraniu przez komunistów statusu wojewódzkiego po wojnie i o złych - w opinii wielu torunian - doświadczeniach z czasów, gdy zdegradowany do rangi powiatowej Toruń podporządkowany był wojewódzkim władzom z Bydgoszczy. Stąd koncepcja wejścia do dużego województwa pomorskiego, co lepiej miało chronić interesy miasta. Historykom już zostawmy analizy, w jakim stopniu była to realna alternatywa, a w jakim skuteczna zagrywka polityczna.     

Wiemy jak to się skończyło. Wspólne województwo jednak powstało, ale z kompromisowym rozwiązaniem, która miało zaspokajać aspiracje obu miast: urzędem wojewódzkim i siedzibami większości służb państwowych w Bydgoszczy i z samorządowym centrum zarządzania regionem - Urzędem Marszałkowskim, zarządem  województwa i sejmikiem w Toruniu. 
 

A najciekawsze w całej tej historii jest to, że mimo całego tego balastu sporów, animozji, prawdziwych i urojonych win, wbrew całemu temu obciążeniu, to województwo przetrwało, okrzepło, przez wszystkie te lat potwierdziło sens swego istnienia i pod tym względem odniosło sukces.  Jak widać, sukces ma wielu ojców, ale też miewa złe początki. A w takich przypadkach cieszy jeszcze bardziej.