Co zrobić, żeby nie bolało? Komentuje Mariusz Załuski

Region Raport
Biznes Opinie
m
Fot. 123rf

Moja była koleżanka postanowiła robić karierę na „dobrej zmianie”. Tak ze dwa lata temu postanowiła, bo - jak stwierdziła - standardy standardami, ale okazję trzeba łapać, a opozycja nie ma szans na wygranie następnych wyborów. I tak to się wtedy wydawało. Miliardy złotych na propagandę, transfery kasy do grup docelowych na koszt wszystkich podatników, pacyfikowanie wolnych sądów i wolnych mediów.


A i tak w sumie to był pikuś, bo największe cuda były jeszcze przed nami - najbrutalniejsza kampania wyborcza w historii, hucpa z referendum, spółki skarbu państwa rzucone na pierwszą linię frontu, z grotechą paliwową na czele… Wydawało się, że jest pozamiatane, bo nierówność sił w tych wyborach była rekordowa. A tu proszę, niespodzianka. Opozycja jako blok wygrała i to w takiej skali, że nie da się powtórzyć numeru z Kałużami, bo aż tyle Kałuż trudno znaleźć. No, chyba, że jako pięknoduch znowu bliźnich nie doceniam.


Największym zaskoczeniem była na pewno frekwencja, zwłaszcza wśród młodych. Polecam odpalenie sobie w sieci danych o procencie udziału w wyborach w grupach wiekowych. Serducho rośnie. Politycy zawsze lubią podpierać się tą "milczącą grupą wyborców", co to nie głosowała, ale jakby zagłosowała, to na pewno na nich by głosowała. No to teraz ta grupa zagłosowała. I wiadomo jak.


I nie wiem, może do młodych ludzi dotarło to, że ich dzieci mogą tak samo tęsknić za Unią Europejską, jak kiedyś ich rodzice i dziadkowie? Bo co by nie gadać, to – choć brzmi to z lekka pompatycznie – 15 października rzeczywiście stanęliśmy przed wyborem cywilizacyjnym. Zachód czy Wschód. Demokracja, taka cudnie bezprzymiotnikowa, w zachodnim stylu, z wolnymi sądami i wolnymi mediami, czy orbanopodobny twór państwowy z nową partyjną elitą i wszystkim co się rusza – od mediów i sądów zaczynając - na usługach władzy.


Co dalej? Tygodnie walki i napięcia. Prezes Kaczyński nam to obiecał i słowa dotrzyma, choć pewnie i on będzie po ludzku zdziwiony, ile tłustych kotów zajmie się teraz zabezpieczeniem dobrobytu własnego, a nie służbą partii matce. Opozycja jest zaś pod ogromną presją tych milionów głosujących na nią ludzi, którzy nie wyobrażają sobie teraz, żeby zwycięstwa nie skonsumować. I jeśli coś pójdzie nie tak, to tego nie darują. Też nie darują, jeśli nowa władza będzie miała pomysł na granie kartami poprzedników.

 

Cóż, nie czarujmy się, realne przejęcie władzy trzeba liczyć w miesiącach, a nie dniach. Ale na koniec jeszcze jedno. Często się słyszy to rytualne zaklęcie, że zawsze tak było, i że każda partia ma za uszami. Otóż nie. Aż tak nie było nigdy. W moim ulubionym westernie pana Eastwooda, „Bez przebaczenia”, chodzi mniej więcej o to, że zło nierozliczone wraca wielokrotnie silniejsze. I my też będziemy musieli te minione osiem lat rozliczyć sumiennie i dla wielu osób boleśnie. Bo jak bez tego rozliczania pognamy do przodu – jak kiedyś - to za parę lat znów nas, Polaków-szaraków, mocno zaboli.