Fajny mecz wczoraj widziałem - można zacząć, parafrazując „Powtórkę z rozrywki” z dawnej radiowej „Trójki”. Na żużlowej Motoarenie w Toruniu było wszystko, czego można oczekiwać od sportowego widowiska: wysoki poziom sportowy, emocje, a także niemal komplet widzów.
Nie ma sportu bez kibiców. Niby mogą zawodnicy rywalizować przy pustych trybunach, ale już w trakcie pandemii przekonaliśmy się, że coś tu wtedy nie pasuje i cała zabawa traci sporo ze swojego smaku. W niedzielę miałem jednak okazję pójść na mecz, na którym widzów zdecydowanie nie zabrakło. Ba, stadion był pełny. Hit żużlowej Ekstraligi, w którym zmierzyli się torunianie i lublinianie (wygrali ci pierwsi 48:42), a więc odpowiednio brązowi oraz złoci medaliści z ubiegłego sezonu to danie, które po prostu musiało smakować znakomicie. Był w obsadzie aktualny mistrz świata, był wicemistrz, był brązowy medalista - zawody ligowe, a niczym Grand Prix.
Publiczność więc dopisała i właśnie jej chcę tu poświęcić słów kilka. Pozostając przy żużlu i Toruniu przyznać trzeba, że kiedy jak kiedy, ale akurat w tym roku w mieście wyjątkowo wróciła moda na chodzenie na mecze. Nie to, żeby wcześniej kibice czuli przesyt swoją ulubioną dyscypliną, bo pustkami Motoarena nie świeciła także w poprzednich latach. O ile jednak ubiegłe sezony gromadziły przeciętnie 9-10 tysięcy widzów na mecz, to teraz regularnie jest ich po kilkanaście tysięcy i chyba nie można już mówić o jednorazowych wystrzałach, a raczej o stałej tendencji.
Tak to już jest, że akurat nasz region jest regionem bardzo żużlowym i posiada dwa kluby ekstraligowe i jeden drugoligowy. I tak to się kręci z roku na rok i z pokolenia na pokolenie - dziadek przyprowadził kiedyś na mecz swojego syna, po latach syn przyprowadził wnuka, więc kujawsko-pomorska moda na żużel trwa w najlepsze i trwać pewnie będzie.
A o tym, jak ważne jest takie pokoleniowe przekazywanie pałeczki, niech świadczy to, że we wspomnianym Toruniu nijak nie wychodzi zaszczepienie kibiców modą na oglądanie na żywo piłki nożnej. Niby sport to w Polsce i na świecie najpopularniejszy, niby niemal wszędzie gromadzi tłumy, a jednak torunianie na futbol gromadnie nie chodzą, pomijając szalikowców Elany, choć i tych raz jest więcej, a raz mniej. Były sezony, gdy Elana grała już w II lidze, a więc na szczeblu centralnym, ale tłumów i tak nie było, może z wyjątkiem meczów z Widzewem Łódź, choć i wtedy nie zawsze była to widownia tylko toruńska, a często również łódzka.
Dla porównania w Bydgoszczy piłka nożna, według danych dostępnych w sieci, w każdej ligowej kolejce przyciągać ma mniej więcej 2 tysiące kibiców. To więcej, dużo więcej niż w Toruniu, choć poziom ligowy dokładnie ten sam, ale też nie jest to wynik porywający, szczególnie gdy stadion mógłby pomieścić widzów nawet dziesięć razy więcej. Nie ma co ukrywać, piłkarskim rejonem nie jesteśmy, a gdy jeszcze wyników sportowych nie ma znaczących, to i na liczbę kibiców przekładać się to musi.
Jest jeszcze w regionie miasto-fenomen, czyli koszykarski Włocławek. Tu mieszkańcy żyją basketem wyjątkowo i tak jak gdzie indziej chodzi się na piłkarską Legię czy Lecha, tak we Włocławku chodzi się na Anwil. Wypełnia się więc włocławska hala nie tylko przy okazji najważniejszych meczów, jeżdżą fani na wyjazdy, a koszykówka dawno już wpisała się w DNA miasta. I coś mi się wydaje, że muszą minąć długie lata, by jakikolwiek sport mógł choćby częściowo dorównać koszykówce, jeśli chodzi o zainteresowanie u włocławian.
A na koniec powiedzieć trzeba, że pełne trybuny to nie tylko świetna atmosfera i wyjątkowe widowisko. Dla klubów kibic to także źródło dochodu. Zacząłem od niedzielnego meczu KS Toruń z Motorem Lublin i na nim skończę - widzów było około 15 tysięcy, a bilet normalny kosztował 62-69 złotych, zaś ulgowy 32-48 złotych. I choć niektórzy kibice zapłacili już przed sezonem z góry, bo kupili całoroczny karnet na wszystkie mecze, to i tak w jeden tylko wieczór zysk z biletów dla klubu poszedł w setki tysięcy złotych. Koszty oczywiście też są, zarówno organizacyjne, jak i związane z wypłatami dla żużlowców, ale wpływ z biletów to naprawdę ważny zastrzyk dla klubowego budżetu. O tym też warto pamiętać.