- Zaczęto doceniać wreszcie bogactwo dźwięku analogowego. Ciepłego, przy którym można się zrelaksować i usłyszeć dźwięki, których w streamingu nie ma - mówi Jarosław Nawrocki z bydgoskiej Nory Music. Wywiad w ramach cyklu "Nietypowy biznes"

Puls Dnia
Biznes Opinie
Styl Życia
- Zaczęto doceniać wreszcie bogactwo dźwięku analogowego. Ciepłego, przy którym można się zrelaksować i usłyszeć dźwięki, których w streamingu nie ma - mówi Jarosław Nawrocki z bydgoskiej Nory Music. Wywiad w ramach cyklu "Nietypowy biznes"
Fot. Paweł Jankowski
Nora Music

Streaming wywrócił słuchanie muzyki do góry nogami. Serwisy internetowe zdominowały rynek na początku XXI wieku. Ich absolutna przewaga to ostatnie 5 lat, gdyż streaming obecnie odpowiada za 80 proc. sprzedaży muzyki. Nakłady nośników fizycznych drastycznie spadły. Już wydawało się, że płyty winylowe umarły śmiercią naturalną, jednak około 10. lat temu powróciły do łask. Ich sprzedaż, oraz CD w mniejszym stopniu, rośnie z roku na rok. Stały się czymś więcej niż tylko nośnikiem muzyki. Zdaniem swoich miłośników oferują unikalne brzmienie. Ważny jest aspekt kolekcjonerski – pliki w telefonie nie zastąpią posiadania fizycznej kopii płyty. Słuchanie muzyki z płyt winylowych stało się swego rodzaju rytuałem. Do łask powróciły stare, zamknięte już tłocznie płyt i oferta nowych tytułów systematycznie się powiększa. To zaledwie jedna odsłona tego rynku. Kolekcjonerzy winyli poszukują bowiem starszych, najlepiej pierwszych wydań z epoki. To właśnie dla nich funkcjonuje najstarszy sklep muzyczny w Bydgoszczy Nora Music. Spotkaliśmy się z Jarosławem Nawrockim, pasjonatem muzyki, który go prowadzi. 

Na początek pytanie zaczepne trochę. Czy korzysta pan ze streamingu?

Nie, nie korzystam. Płyty czy kasety to jest zupełnie inny rodzaj słuchania. Comeback dźwięku analogowego to nie tylko same nośniki, ale również powrót sprzętu z tamtej złotej epoki audio, czyli z lat od 60. do początku 90. Ludzie zaczęli doceniać bogactwo i prawdziwość dźwięku analogowego. Bardzo ciepłego, niemęczącego, przy którym można się zrelaksować i usłyszeć dźwięki, których na nośniku cyfrowym czy streamingu się nie usłyszy. Czy dźwięk nagrywany na taśmach magnetycznych był doskonały? Być może nie, ale w tym tkwi piękno właśnie. W tym jest jakiś urok i magia, nawet jeśli nie jest on doskonały, za to bardzo bogaty dźwiękowo. Osobiście nie lubię metalicznego dźwięku i mnie strasznie męczy, dlatego bardzo rzadko słucham płyt CD, streamingu i jakichkolwiek formatów cyfrowych.

W tej chwili streaming jest dominujący, jeśli chodzi o słuchanie muzyki na świecie. Czy jego popularność wpłynęła na liczbę odwiedzających Norę?

Z moich skromnych doświadczeń i z częstych rozmów z klientami wynika, że ludzie odchodzą od dźwięku cyfrowego. Dlatego mówię, że ten powrót nie jest przypadkowy. Oczywiście zawsze będą ludzie słuchający muzyki z płyt CD. Philips wymyślił je na początku lat 80. Do nas przyszło to chwilę później. Dźwięk jest co prawda inny, ale słuchacze się przyzwyczaili, bo to jest fajne i wygodne. Mnóstwo ludzi odeszło wtedy od winyli, bo z taką płytą to trzeba jednak się obchodzić z pewnym szacunkiem, to wymaga jakiegoś tam czasu, przekładania ze strony na stronę i tak dalej. Wręcz wydawało się wtedy te płyty komuś, kulało albo dawano dzieciom do zabawy. Nikt nie przypuszczał, że to wróci.

O powrocie płyt winylowych jeszcze będę chciał porozmawiać, ale zacznijmy od historii. Nora Music to najstarszy muzyczny sklep w Bydgoszczy?

Tak, ale ja nie jestem właścicielem  i założycielem od samego początku. Nora Music swoją działalność rozpoczęła jeszcze w latach 80. na ulicy Gdańskiej. Zaczynała od płyt winylowych. Mieliśmy wtedy bardzo ograniczony dostęp do płyt, więc to był taki trochę powiew zachodu w tamtych czasach. Zresztą nie tylko w Bydgoszczy. W Polsce też takie sklepiki były. Właściciele Nory Music mieli dostęp do płyt, bo mieli rodzinę w Stanach Zjednoczonych i w Kanadzie. Te wydania były bardzo fajne, ale też strasznie drogie. Nie każdego było na to stać. Ja tam chodziłem tylko po to, żeby sobie popatrzeć i liznąć trochę tego zachodu.

To były czasy powszechnego piractwa.

Tak, to były lata, gdy nie było jeszcze praw autorskich. Właściciele Nory, żeby rozszerzyć swoją ofertę, czy też po prostu utrzymać się na rynku, zaczęli te płyty winylowe piętro wyżej nagrywać na kasety magnetofonowe. Nawet mam je jeszcze w swoich zbiorach. Gdy weszły prawa autorskie, Nora musiała się po prostu zamknąć. Oczywiście życie pisze swoje scenariusze. Ktoś próbował wskrzesić ją w innym miejscu, ale to już nie było to. Bardzo szybko zniknęło. Pierwsza Nora to było jakieś miejsce magiczne i tu ukłony w stronę założyciela pana Sławka. Takie powroty po latach, takie odgrzewane kotlety, nie do końca się wtedy sprawdziły. Tworząc Norę Music, chciałem otworzyć nowy rozdział... no i tak ładnych parę lat temu powstał ten sklepik. Nazwa jest kultowa, natomiast logo i cała atmosfera są inne – bo nie chodziło o kopiowanie, tylko o świeży pomysł z szacunkiem do przeszłości.

Nora Music

Siłą rzeczy kaset pan nie nagrywa, ale płyty CD są.

Teraz też mamy inne czasy, stąd poza dźwiękiem analogowym również mam cyfrę. Płyty CD też mam, ale są tylko uzupełnieniem oferty. Sklep ma być jak gdyby takim miejscem dla każdego. Zawsze tak było, jest i będzie, że ludzie będą szukali różnych nośników. Dzisiaj płyta CD odchodzi do lamusa, ale zawsze będzie ktoś, kto będzie szukał winyli. Zawsze będzie ktoś, kto będzie szukał płyt CD, bo ma przeogromną kolekcję i lubi dźwięk metaliczny, ostry. To wszystko jest OK. Muzyka łagodzi obyczaje, więc z gustami nie dyskutuję.

W tej chwili oferta płyt analogowych jest coraz większa. Są giełdy, sklepy.

Dostęp jest bardziej powszechny, dlatego sobie tu wyznaczyłem dosyć wysoki poziom. Współpracuję z wieloma pasjonatami, muzykami, również poza granicami. Dostęp do źródeł mam dosyć szeroki. Wiem, skąd te płyty przychodzą. Zawsze są bardzo zadbane, a ja jeszcze je dopieszczam. Każdą płytę, którą udostępniam, myję w myjce ultradźwiękowej. Wkładam ogrom pracy i serca, żeby pokazać, że płyta używana wcale nie musi trzeszczeć, nie musi smażyć, nie musi przeskakiwać. Wręcz odwrotnie - daje taki piękny dźwięk, że ludziom naprawdę otwierają się oczy.

Ostatnio czytałem jakieś podsumowania ostatnich miesięcy i podobno na świecie sprzedaż kompaktów zaczęła lekko rosnąć.

Nie zauważyłem tego u siebie. Natomiast z CD-kami jest podobnie jak z winylami. Unikaty, czyli pierwsze wydania i japońskie, tytuły, które nie miały za dużo reedycji, nietypowe wydanie - ich cena jest dosyć wysoka.

Jeszcze zapytam o źródło zdobywania płyt. Tutaj mamy praktycznie wszystko z rynku wtórnego.

Zdecydowana większość to są często pierwsze wydania z epoki. Oczywiście swoich źródeł nie zdradzę, ale powiem, że czas "pchlich targów", na których zaopatrywali się handlarze płytami, minęła. Wysupłanie stamtąd jakieś perełki, naprawdę w fajnym stanie, graniczy z cudem. Skończyły się flohmarkty i wystawki. Teraz są giełdy, ale płyt już nie kupi się tam tanio. Owszem można przywozić z nich tytuły na zamówienie, ale to są takie pieniądze, że po dorzuceniu swojej marży nikt tego nie kupi. Płyt, tych z epoki, jest coraz mniej.

To będzie wkrótce inwestycja. Nie przybędzie ich.

Ja do tego już zaczynam tak podchodzić, jak do inwestycji. Płyt będzie coraz mniej i zawsze będą drożały. Ten mój sklep może nie jest duży, ale zbiór naprawdę jest wyselekcjonowany. Ja to wszystko kupuję jak dla siebie. To jest inwestycja, jeżeli oczywiście ktoś je szanuje. Nawet zwracam czasami uwagę klientom, bo jednak nie wszyscy jeszcze potrafią i wiedzą, jak przeglądać płyty. Czasami robią takie zamieszanie, że mogą coś zniszczyć. Jeżeli ktoś kilkaset razy takimi okładkami będzie majtać, to za chwilę ta płyta będzie do wyrzucenia.

Nora Music

Początkowo chciałem zapytać, czy ten sklep powstał z pasji, czy z wyczucia rynku, ale widzę, że to pytanie zbędne.

Mam nadzieję, że każdy wchodzący do Nory wyczuwa, że jest tu fajny klimat i atmosfera. Bardzo często, będę tu nieskromny, ludzie mówią, że czują, że to jest sklep prowadzony przez pasjonata. Już wspomniałem, że chodziłem do tej pierwszej Nory, żeby popatrzeć sobie na płyty. Czasami może tylko dotknąć, bo mnie nie było na nie stać. W tamtych czasach co niedzielę na osiedlu Bartodzieje w Bartoszu odbywały się giełdy. Tam było nieco taniej.

Pamiętam to, bo z Torunia przyjeżdżaliśmy na te giełdy.

Tam trochę się zajmowałem płytami i sprzętem. Jak tę giełdę zamknięto i Nora też zniknęła w latach osiemdziesiątych, to wszystko się w zasadzie w Bydgoszczy skończyło. Życie zaczęło pisać swoje scenariusze. Założyłem rodzinę i żeby ją utrzymać, musiałem robić różne rzeczy. Zawsze gdzieś tam z tyłu głowy miałem muzykę i te winyle. Widocznie musiał przyjść odpowiedni moment. Gdy przyszedł, to na najlepszy biznes i tak się spóźniłem. Gdybym to otworzył pięć albo dziesięć lat wcześniej, to miałbym większy zysk. Miałem taki moment, że pracowałem nawet na trzech etatach i ta kupka, że tak powiem, rosła i rosła. Jak został tylko jeden etat, to ta kupka zaczęła maleć. Pomyślałem, że nie po to robiłem na trzech etatach, żeby teraz to skonsumować. Wtedy się narodził pomysł sklepu z płytami.

Od początku Nora Music była tutaj na Długiej?

Nie, zaczynałem na Dworcowej. Pierwsza idea była taka, żeby otworzyć dwupoziomowy sklepik połączony z Vinyl Cafe, żeby można było wypić dobrą kawę i raz na miesiąc na przykład skrzykiwać pasjonatów i kolekcjonerów, żeby się powymieniać swoimi doświadczeniami, posłuchać muzyki. Akurat z tym były kłopoty, bo nie było odpowiedniego lokalu. Przez parę miesięcy na Dworcowej miałem taki mały sklepik. Miał dwa małe poziomy. Otworzyłem  to ze znajomym, który się pasjonował gramofonami. On na dole serwisował gramofony, a ja miałem swoje płyty na podwyższeniu. Na Długiej jestem od 5-6 lat. Ta stara Nora była na Gdańskiej w takim bardzo małym pomieszczeniu, do którego schodziło się po schodkach. Było nawet niby pomieszczenie odsłuchowe, ale tam nigdy nie trafiłem. Może dlatego, że nigdy nie kupiłem płyt, bo nie było mnie na to stać.

Skoro już jesteśmy przy cenach. W latach 80. płyta potrafiła kosztować przeciętną pensję. Jak jest teraz?

Jakie są teraz ceny? Nie mówię o tych super rzadkich wydaniach, bo potrafią kosztować bardzo dużo pieniędzy. U mnie płyty winylowe zaczynają się od 15 zł w górę. Z czego wynika ta cena? To są płyty, które miały bardzo duży nakład i nie są za bardzo poszukiwane dzisiaj. Czyli na przykład muzyka poważna, jakaś muzyka organowa, muzyka gitarowa, opera. Albo muzyka taneczna, czyli tanga, walce, rumby, samby i tak dalej. Czy jakiś folk, pop, ale mniej znany, mniej popularny, czy nawet country. Po drugiej jakby stronie są płyty, które kosztują kilkudziesięciokrotnie więcej. Mam tu płytę Milesa Davisa pierwsze wydanie z 1965 roku. Ma 60 lat. Jest w idealnym stanie i nie ma żadnych skaz. Ta płyta kosztuje 500 zł. Mam pierwsze wydanie "Ściany" Pink Floydów, które też kosztuje kilka stówek, ale się dosyć szybko sprzedaje.

Nora Music

Płyty winylowe stały się teraz modne. Giełdy płytowe wyrastają jak grzyby po deszczu, choćby takie objazdowe w centrach handlowych.

Nie chcę wszystkich do jednego worka wrzucać. Tam są typowi handlarze, ale zaznaczę, że nie wszyscy. Te giełdy psują rynek. Szczególnie w przypadku osób chcących zacząć zbieranie płyt. Niestety duża większość wystawców nie dba w ogóle o te płyty. One są przewożone w jakichś plastikowych skrzynkach. {One są tylko z samochodu wystawiane.} Nikt o to nie dba. Bardzo często nie są kompletne. Nie mają żadnych wkładek, nawet folii ochronnej. Nie ma nic. Klienci robią z nimi, co chcą, wyciągają. Są zakurzone i brudne. Chciałbym szczególnie zaznaczyć, że to nie jest tylko moja opinia. Jestem gadułą, więc moi klienci sami mi opowiadają, co się dzieje na giełdach.

Do słuchania muzyki z płyt winylowych potrzebny jest odpowiedni sprzęt, i to nietani.

Czasami jestem pytany, gdzie i jaki można kupić gramofon. Ja nie jestem serwisantem, ale widzę, że ludzie idą po linii najmniejszego oporu. Kupują jakieś dziwne gramofony "Made in China" i to po prostu nie gra. Jak ktoś kupi sobie taki gramofon za 100, 200, 300 złotych, to nie kupi dobrej płyty, która kosztuje tyle samo albo i więcej, co gramofon. Taki ktoś patrzy tylko na cenę. Nie liczy się wydanie. Nawet nie wyciągają płyty, żeby zobaczyć, jaki jest stan. Przecież tam równie dobrze można by kawał pleksi włożyć i by to kupili. Dzisiaj to jest takie modne, żeby kogoś zaprosić i pokazać "mam gramofon i parę winyli".

Jeśli nie chińszczyzna, to co?

Naprawdę kochani, można kupić z zaufanego, dobrego źródła sprzęt vintage. Gramofon z epoki będzie niewiele droższy, bo można go kupić za kilkaset złotych. On tak zagra, że naprawdę nie będzie wam szkoda wydać troszeczkę więcej pieniędzy na naprawdę fajną, zadbaną płytę.

A gdyby gatunkami spróbować powiedzieć, co najlepiej się sprzedaje. Rock? Jazz?

Na to nie ma reguły, naprawdę. Mam w zasadzie każdy chyba rodzaj muzyki. Nawet raz miałem płytę Zenka Martyniuka i też się szybko sprzedała. Dobrze idzie rock w pełnym zakresie - psychodeliczny, progresywny, hard rock. Bardzo często też są pytania o metal, ale o to jest coraz trudniej. Jakbym się uparł, to bym zdobył, tylko że znowu ta cena! Ludzie niby szukają, ale czasami cena ich przeraża. Wrócę tu do giełd. Tam płytę wątpliwej jakości w złym stanie można kupić za parę dych, a tutaj jest zderzenie z rzeczywistością. Jakość niestety kosztuje. Co jeszcze jest popularne? Muzyka elektroniczna i jazz.

Dlaczego pytam o gatunki? Teraz w streamingu słucha się pojedynczych utworów. Pokolenie, które słuchało muzyki w "czasach winylowych", to są "albumowcy". Muzyki rockowej czy jazzu słuchało się całymi płytami.

Tak, jak mówiłem, na to nie ma reguły. Taka ciekawostka. Często jak płytę umyję, a ona sobie odparuje, to widać, czy była słuchana od początku do końca, a czasami widzę, który utwór był słuchany najczęściej.

Nora Music

Ma pan też kasety. Jaki jest na nie popyt?

Zaskoczyło mnie to bardzo, że 90 procent klientów, którzy kupują kasety magnetofonowe, to są bardzo młodzi ludzie. Mają swoje walkmany. Ostatnio gościłem tutaj młodego człowieka, który przyszedł poradzić się, jakiego walkmana kupić. Powiedziałem mu, że w miarę dobry walkman to tak tysiąc, półtora i w górę kosztuje. Są jakieś walkmany plastikowe, ale to takie zabawki. To jest pocieszające, że młodzi ludzie wiedzą, czego szukają i czego chcą. Szukają klasyków, bo na kasecie magnetofonowej tylko może być klasyk. Nie ma nic nowego. To jest fajne, że młodzi nie zamykają się tylko w streamingu. Może ja za bardzo siedzę tylko w tym małym sklepie i nie wiem, co się dzieje, ale mam takie wrażenie, że jednak się bardziej otwierają.

Na ścianach widzę płyty i plakaty podpisane przez artystów.

Ta, to jest taka nasza mała ekspozycja autografów. Mała, bo to jest mały sklepik, więc to cyklicznie zmieniamy. Takich gadżetów, że tak powiem, z autografami wykonawców są tysiące. Właścicielem jest grupa AutografExpo. Mamy wystawione naciągi perkusyjne, pałeczki, gitary z autografami i oczywiście płyty. Ta muzyka w każdym z nas jest obecna. Przy okazji musze wspomnieć o naszym przyjacielu Jarku Pijarowskim, który nas wspiera, podsyła niesamowite pomysły i pomaga rozwijać tę przestrzeń z pasją. To bydgoski twórca teatralny, założyciel Teatru Tworzenia i muzyk, bez którego energii wiele z tych rzeczy by się po prostu nie wydarzyło.

Kolekcjonuje pan również płyty. Jaki jest najcenniejszy unikat w pana zbiorach?

Płyt mam wiele, ale chciałbym wyróżnić te z muzyką do filmów serii Star Wars. Jedna jest szczególnie cenna "Star Wars: The Force Awakens", bo po pierwsze dostałem ją od mojej żony, a po drugie to bardzo ciekawa edycja. To jest winyl z hologramem. Gdy płyta się kręci na talerzu gramofonu i skierujemy na nią odpowiednio światło, to nad nią unosi się Sokół Milenium. Szczerze mówiąc mam ją jeszcze zapieczętowaną.

Dziękuję za rozmowę!