Anioł, czyli krasnal bez brody? Komentuje Mariusz Załuski

Puls Dnia
Region Raport
Biznes Opinie
krasnale
Fot. Margareta Ruszczyk

Kopiowanie cudzych pomysłów to zajęcie może i mało ambitne, ale opłacalne. Do tego w dzisiejszym świecie tak powszechne, że sprytna kopia to dla człowieka pracy promocyjnej powód do sławy i chwały, a nie leciutkiego zażenowania. Pomysł turystycznego obfigurkowania miast, lata temu zrodzony we Wrocławiu, a potem powielany jak Polska długa i szeroka, dotarł więc do kujawsko-pomorskiego i to w wersji obfitej - po bydgoskich myszkach pojawił się pierwszy toruński aniołek. Pytanie się tylko nasuwa jakby samo - co my właściwie kopiujemy?

Chyba nie ogólny pomysł na miejskie figurkowanie – krasnali we Wrocławiu są dzisiaj setki, a spora część to inicjatywy zdecydowanie mało oficjalne. I mało udane. Kopiujemy, sądząc z doniesień, po prostu wrocławski pakiet premium – konkretny projekt turystyczny, oparty na 60 wybranych krasnalach w mniej lub bardziej istotnych miejscach miasta. Postanowiłem się więc w ostatni weekend przyjrzeć, jak dzisiaj funkcjonuje ten wrocławski pierwowzór w realu. I to przy wykorzystaniu pary siedmioletnich testerów, bo to w końcu projekt dla dziatwy, a nie marudnych znawców tego i owego.

No i jak to wygląda we Wrocławiu w prawie ćwierć wieku od pojawienia się pierwszej figurki pana krasnala? No bardzo efektownie wygląda. Po pierwsze projekt jest dobrze sformatowany na dzieciaki. Odległości, gadżety, obudowa online, mapki, naklejki, pieczątki - wszystko pasuje. Dziatwa gania od krasnala do krasnala, czeka pokornie na fotki przy figurkach i zdecydowanie nie wygląda na zanudzoną turystyką aktywną. Po drugie projekt jest kompletny – ma początek, rozwinięcie i koniec. Ten koniec to mikronagrody dla uczestników: czekoladki i wrocławskie książeczki, i to wcale nie poświęcone życiowym sukcesom prezydenta Sutryka. Po trzecie – pomysł jak się wydaje udanie skomercjalizowano, na granicy, ale jednak bez nachalności. Po czwarte – dobrze dobrano rozmiar projektu. 60 krasnali to niby dużo, ale dzięki temu zabawy starcza na pełne dwa dni, a w końcu chodzi nam o to, żeby turyści nie zmykali z naszych miast po paru godzinach. Po piąte wreszcie – wizualnie trzyma się to jakoś kupy i choć dziełami sztuki wrocławskie figurki zdecydowanie nie są, to i ogrodowymi krasnalami też nie.

Generalnie więc jest co kopiować, choć trochę się boję, jak “Śladem Toruńskich Aniołów” wyglądać będzie w praktyce . Raz, że planowana trasa jest nieco krótka, dwa, że aniołek to jednak nie jest krasnal bez brody. I tak jak jest krasnal Wedelek przy popularnej kawiarni, to już Anioł Sówka przy innej popularnej kawiarni brzmi średnio. Nie mówiąc już o tym , że krasnal Opiłek z wielką butlą to już raczej anielskiego odpowiednika nie znajdzie.