Rzeka wielkich możliwości. NASZ WYWIAD o tym, że Wisła to naprawdę gigantyczny kapitał

Puls Dnia
Region Raport
Biznes Opinie
t
Fot. Łukasz Pietrzak

Z MARCINEM KARASIŃSKIM, dyrektorem Festiwalu Wisły i wiceprezesem Nadwiślańskiej Organizacji Turystycznej – o wodzie czystej i brudnej, sile turystycznych marek i promocyjnej roli królowej polskich rzek - rozmawiają Ryszard Warta i Mariusz Załuski

2017, Rok Rzeki Wisły - wtedy wszystko się zaczyna. Robicie pierwszą dużą imprezę. Już wtedy planowaliście, że będzie to doroczne wydarzenie, Festiwal Wisły?
Tak, od początku chcieliśmy, żeby to była cykliczna impreza. Od dawna już mieliśmy świadomość, jaką wartością jest Wisła, w końcu w naszym stowarzyszeniu działa wiele podmiotów i wielu zapaleńców, ludzi, którzy pracują w turystyce. Pierwszy sprawdzian był już zresztą wtedy za nami.
 

To znaczy?
W 2015 roku mieliśmy, jako lokalna organizacja turystyczna, zadanie zorganizowania study tour dla dziennikarzy z mediów, zajmujących się turystyką. Organizatorem była regionalna Kujawsko-Pomorska Organizacja Turystyczna, powołana przez Urząd Marszałkowski. Miały to być nieoczywiste atrakcje – bo wiadomo, to byli starzy wyjadacze, którzy pierniki już doskonale znali. Zorganizowaliśmy więc rejs z Włocławka do Bobrownik, na łodziach tradycyjnych – bo wtedy już się pojawiły w Toruniu. Rejs, ognisko na łasze, kociołek flisacki zgodnie ze starą receptura… Na koniec było podsumowanie z całego województwa z jakiego study  touru – a było ich łącznie sześć – ukazało się w mediach najwięcej artykułów. Okazało się, że zdecydowanie najwięcej z naszego! Nikt z tych dziennikarzy nigdy nie płynął Wisłą, do tego na drewnianej łodzi, a wtedy był niski poziom wody, odsłoniły się wraki, sporo mogliśmy poopowiadać.
 

Poziom wody niski, ale temat głęboki. Znaleźliście niszę i do tego szybko okazało się, że wyjątkowo pojemną.
Zaczęliśmy się kontaktować ze społecznym komitetem obchodów Roku Rzeki Wisły – ludźmi z Krakowa i Warszawy. Ten rok przypadał w 550 rocznicę II pokoju toruńskiego – to od tego wydarzenia Polska miała swobodną żeglugę wiślaną, bez żadnych ograniczeń ze strony Krzyżaków. Polska wchodzi wtedy w  złoty wiek, dzięki eksportowi płodów rolnych, a Toruń staje się takim Dubajem średniowiecza, przebogatym miastem, gdzie kupcy z całego świata negocjują kontrakty, a do nabrzeża cumują setki statków.

Przyłączyliśmy się więc do ludzi z Warszawy i Krakowa, zaczęliśmy wspólnie lobbować. Potem pojawiło się pytanie, gdzie zorganizować inaugurację Roku Rzeki Wisły. Zaproponowałem, że skoro odwołujemy się do II pokoju toruńskiego, to może Toruń? Wsparł nas Kraków i choć wszyscy byli przekonani, że to będzie w Warszawie, wybrano właśnie nas. Byliśmy, jako stowarzyszenie, koordynatorem tych ogólnopolskich obchodów, a przykładem był dla nas francuski festiwal Loary w Orleanie. Od razu też postanowiliśmy zaangażować kilka miejscowości. 
 

No właśnie to nasza specyfika i przewaga – w niedużej odległości od siebie mamy nad Wisłą aż cztery największe miasta regionu. 
A do tego mniejsze ośrodki, w których są niesamowite tradycje związane z Wisłą. To DNA tych miejscowości. Tak jak w Toruniu – czego się nie dotknie, to wszystkie drogi prowadzą do handlu wiślanego i do samej rzeki. Bo to był naprawdę potężny port, w którym robiło się ogromne pieniądze, a samym miastem zarządzali obyci w świecie kupcy, czyli z dzisiejszej perspektywy – przedsiębiorcy. Znali wiele europejskich miast i mieli ambicje, żeby także Toruń był takim miastem. 
 

Potrafimy te tradycje dobrze wykorzystać?
Moim zdaniem jeszcze nie do końca, ale to już pewnie temat na inną rozmowę. W każdym razie w 2017 roku zorganizowaliśmy pierwszy Festiwal Wisły - we Włocławku, Ciechocinku i Toruniu.
 

No i Nieszawie.
To był tylko mały przystanek, pełne dni były w trzech miastach. Od samego początku okazało się, że to strzał w dziesiątkę. Od pierwszej edycji festiwal miał znakomitą frekwencję. Jest taka anegdota, że prezydent i marszałek spóźnili się wtedy 20 minut na uroczystości, bo całe bulwary były zajęte i nie można się było przecisnąć. 
 

Pewnie się pan zastanawiał, w czym tkwi źródło tego zainteresowania? Dlaczego to tak chwyciło?
Bo jak się mówi o Wiśle, to mówi się o czymś wspólnym dla wszystkich Polaków. Zamawiamy operaty ekwiwalentu medialnego – firma, która to robi, przygotowuje rozkład na województwa i okazuje się, że o festiwalu jest głośno w całej Polsce. Dlaczego w Białymstoku, Rzeszowie czy Wrocławiu interesuje to ludzi? Bo chodzi o Wisłę, symbol polskości. 
 

Skoro o ekwiwalencie mowa, to przyznamy, że to taki wyjątkowo „dobry” ekwiwalent. Szukaliśmy negatywnych publikacji o festiwalu - tak naprawdę ich nie ma.
Zgadza się, nie ma, to też jest fenomen. Zajmujemy się po prostu tematem, który w ogóle nie jest kontrowersyjny. Podpiszą się pod nim wszyscy, z każdej strony sceny politycznej. I charakter tej imprezy też jest taki, że angażujemy wszystkich, że nie ważny jest wiek, miejsce zamieszkania, poglądy polityczne. Wisła łączy.
 

Festiwal Wisły ma już 8 lat i to już impreza o zupełnie innej skali niż na początku. Jak określiłby pan podstawową grupą docelową tej imprezy, bo środowisko wiślane to jednak pewna nisza. Mieszkańcy kujawsko-pomorskiego, którzy mają imprezy w czterech miastach? Turyści z całego kraju, szukający fajnej oferty w wakacje?
Różne grupy korzystają z naszej oferty, ale jedna jest dominująca. To rodziny z dziećmi. Przychodzą dziadkowie z wnukami, rodzice z dziećmi, dla nich jest to idealna oferta. Dużo się dzieje, są bezpłatne rejsy, rodzice czy dziadkowie chcą coś ciekawego pokazać, a także opowiedzieć o historii Polski. Dokonujemy tym festiwalem jakby nowej interpretacji dziedzictwa.
 

To brzmi już bardzo poważnie…
Każda epoka ma zapotrzebowanie na politykę historyczną. Mieliśmy długi okres z zapotrzebowaniem na martyrologię, bohaterów przelewających krew na barykadach, heroicznych powstańców. Taka była potrzeba, żeby w tym duchu wychowywać pokolenia. Ale mamy to już za sobą. Co dzisiaj interesuje młodego człowieka? Kto budzi emocje? Ludzie sukcesu ekonomicznego. Te dzieci wychowały się już w Polsce, która intensywnie uczyła się przez ostatnie dekady kapitalizmu. A my mamy najpiękniejszą kartę, jeśli chodzi o sukces ekonomiczny całej Polski – to jest Złoty Wiek. I flis. Bo flis zbudował potęgę dawnej, pierwszej  Rzeczypospolitej. Nie przypadkiem Toruń i Gdańsk to były najbogatsze miasta Rzeczypospolitej. Wiecie panowie, ile Polska miała mostów na Wiśle przez setki lat?
 

Nie wiemy.
Tylko dwa. Bo to były gigantyczne pieniądze na budowę i utrzymanie. Jeden, o długości ponad 130 metrów w Krakowie, i drugi – ponad siedmiusetmetrowy w Toruniu. Które miasto miało najnowocześniejsze fortyfikacje? Toruń. Jeśli się opowiada młodzieży, że mogliśmy tu budować prawdziwą potęgę ekonomiczną, to, widać, że ją to interesuje.
 

W ciągu tych 8 lat organizacji festiwalu nie miał pan obaw, że gdzieś się narodzi konkurencja? Chociażby w tych wspomnianych Krakowie czy Warszawie? Wisła to przecież 1000 km, przez cały kraj.  
Chciano to zrobić w Warszawie. Nasi przyjaciele, z którymi pracowaliśmy nad Rokiem Rzeki Wisły, byli właśnie z Warszawy. Mieli łódki, pomysły, eventy, ale rozbijali się o mur braku zrozumienia. Jaki Złoty Wiek? Jaki największy trakt handlowy Europy? Jaka Wisła? Ten ściek? Taki był odbiór.
 

A pan się o żaden mur nie rozbijał? Naprawdę wszystko szło tak prosto?
Miałem trochę łatwiej. Toruń jest miastem, gdzie świadomość historii wiślanej, pojęcie Hanzy, ciągle coś ludziom mówi. Marszałek jest miłośnikiem historii, za dużo nie musiałem tłumaczyć, że mamy fantastyczne tradycje i do tego w pakiecie fenomenalną scenografię, czyli naszą toruńską panoramę. Z prezydentem Michałem Zaleskim też nie było problemu, on jest żeglarzem, no, może niekoniecznie miłośnikiem dziedzictwa kulturowego, ale tematy wodniackie na pewno do niego przemawiały. Obaj zaryzykowali.
 

Choć byliście stowarzyszeniem, a nie poważną instytucją publiczną.
Ale mieliśmy już jakieś sukcesy, działamy od 2012 roku i parę rzeczy zrobiliśmy. Mieliśmy też dobrą reputację w Kujawsko-Pomorskiej Organizacji Turystycznej.
 

Tak szukając tego „muru” - dlaczego Bydgoszcz tak późno dołączyła? Nadwiślański Fordon dopiero w 2023 roku.
Pierwsze podejście do Bydgoszczy mieliśmy już w 2019 roku. Zapraszaliśmy, ale wtedy nam się nie udało ich przekonać. Sytuacja się zmieniła, kiedy zaczęli przyjeżdżać bydgoszczanie na Festiwal Wisły, szczególnie taka fajna grupa – Stowarzyszenie Miłośników Starego Fordonu, niezwykle prężnie działające, z dużym kapitałem intelektualnym i sukcesami. Oni wiedzieli, że korzenie Fordonu to Wisła,  i że to jest jeszcze obecne w świadomości starszych mieszkańców.  Bo akurat starsi ludzie to nasz wielki kapitał.
 

Jak bardzo starsi?
50 plus. Jestem też szyprem, pływam z turystami. Zaobserwowałem pewne zjawisko. Ludzie około 40-tki słyszeli głównie to, że Wisła to brudna woda, niebezpieczna, wiry. Generalnie niewiele wiedzą na ten temat. Dla ludzi od 60 lat w górę, szczególnie z miejscowości nad rzeką, Wisła to masa wspomnień: plażowanie, żaglówki, przygody, parostatki, dancingi. Wspaniała historia całych rodzin nad wodą. Dlatego właśnie tak chętnie dziadkowie z wnukami przychodzą na ten festiwal. Bo im się to dobrze kojarzy.
 

I przede wszystkim Wisła zmieniła swój kolor, zapach i przejrzystość.  Jeszcze dwie, trzy dekady temu było z tym fatalnie.    
Rzeczywiście jest o wiele lepiej, choć ta czystość nie jest idealna we wszystkich porach roku. Najgorszy stan wody w Wiśle jest wiosną, ponieważ największym trucicielem rzeki jest niestety rolnictwo. Na polach są opryski, leją się hektolitry pestycydów. Kiedy przychodzi deszcz i wszystko to spływa rowami z pól do rzeki, widzimy ten efekt natychmiast. Najlepszy stan wody to sierpień, wrzesień, październik. Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska robi  badania co dwa tygodnie.  Bywa, że w niektórych jeziorach, będących popularnymi kąpieliskami, stan wody jest gorszy niż w Wiśle! Mamy gąbki, mamy szczeżuje, całe dno basenu portowego w Toruniu jest wyłożone szczeżujami - a to małż, który wymaga czystej wody. A więc naprawdę nie jest tak źle, natomiast nie ma stabilnego stanu czystości wody i to jest bolączka. 

Często w tym kontekście pada pytanie dlaczego w całej Polsce nie ma kąpieliska na Wiśle, takiego miejsca z ratownikiem, jakie było zresztą kiedyś w Toruniu, gdy funkcjonowały trzy plaże, dwie kąpielnie czyli pływające baseny – a to była wtedy norma nad Wisłą. 
 

I dlaczego tego nie ma?
Dlatego, że nikt nie weźmie na siebie odpowiedzialności za codzienne sprawdzanie stanu wody. Miasta otwierają się na rzekę, przywracane są plaże - najlepszy przykład do Warszawa, gdzie chyba z sześć tych plaż już funkcjonuje, ale wszędzie tam na wszelki wypadek stoi znak „zakaz kąpieli”. Nikt nie chce wziąć pełnej odpowiedzialności, choć każdy ma świadomość, że ta woda spokojnie nadaje się do kąpieli. 
 

W każdym razie chętnych do przepływania Wisły nie brakuje.
Tak, to element festiwalu. Śmiejemy się, że gdyby była taka możliwość, to moglibyśmy zrobić festiwal przepływania przez Wisłę. Cały dzień moglibyśmy tym wypełnić, bo tylu jest chętnych. 
 

Jak wspomnieliśmy, Festiwal Wisły niesamowicie się rozrósł, ma mnóstwo wydarzeń już nawet niebezpośrednio związanych z samą rzeką. Na przykład w Fordonie jest ten cały komponent związany z kulturą żydowską. To musi być już dość skomplikowane organizacyjnie, ile osób liczy sztab przygotowujący wszystkie te festiwalowe wydarzenia? 
Zespół Festiwalu Wisły to z reguły kilkanaście osób, bliżej dziesięciu niż dwudziestu. Jesteśmy podzieleni na sektory. Jeden zespół zajmuje się np. koncertami i związaną z nimi logistyką: scena, nagłośnienie itd. Osobny sektor to łodzie i zawiadywanie całą tą armadą, począwszy od rezerwacji łodzi, negocjowania kontraktów, przez organizowanie zabezpieczenia: policja, WOPR, cumowanie, sprawdzanie miejsc niebezpiecznych, po koordynację z Wodami Polskimi, które od lat wspierają ten projekt. Jeszcze inny sektor do jarmark „Nadwiślańskie smaki”, z czym także wiąże się cała logistyka. Jeszcze inne osoby  zajmują się dodatkowymi atrakcjami, choćby tym wspomnianym już przepływaniem Wisły, czy działaniami na  bulwarach. Osobna rzecz to oczywiście kwestie księgowe, urzędowe, wszystko to, co tak bardzo „lubimy” czyli papiery. Jeśli te zadania odpowiednio się podzieli, to da się to wszystko ogarnąć. 
 

A gdybym był przedsiębiorcą, na przykład restauratorem, który w swym lokalu serwuje dania lokalnej, tradycyjnej kuchni i chciałbym w jakiś sposób włączyć się do Festiwalu Wisły, jak to zrobić?      
Zawsze można się do nas zgłosić. Pozostając przy tym przykładzie, zawsze mamy degustacje. Toruńska Lokalna Organizacja Turystyczna w poprzedniej edycji zorganizowała kulinarne prezentacje na scenie. Jeśli to nie ma charakteru czysto komercyjnego i stanowi rodzaj atrakcji dla uczestników festiwalu, to my nie pobieramy żadnych opłat. Jeśli ktoś jest zainteresowany współpracą, to zapraszamy z otwartymi  ramionami. Generalnie polityka Festiwalu Wisły polega na tym, i chyba też na tym polega także nasza siła, że angażujemy bardzo dużo różnych środowisk. Począwszy od samorządowców, którzy też chcą się włączyć. To nie jest tak, że dają tyle i tyle złotych i mówią, to teraz róbcie…   Dochodzą do tego różne stowarzyszenia, które także chcą swe komponenty zaprezentować.

Przykładów jest bardzo dużo, powiem tylko o jednym: jest w Toruniu Towarzystwo Przyrodnicze Alauda, które specjalizuje się w przyrodzie nadwiślańskiej, a szczególnie interesuje się ptakami. Mają swoje programy ochrony, edukują, robią masę fajnych rzeczy. Oni stawiają u nas stanowisko edukacyjne i wzajemnie się reklamujemy. Podobnie jest np. ze Stowarzyszeniem Miłośników Starego Fordonu, które przy okazji festiwalu jest naszym  partnerem w Bydgoszczy, prezentuje  piękną  historię tej dzielnicy. Damian Amon Rączka, bardzo charyzmatyczna postać tego środowiska, oprowadza turystów, bierze ludzi na łódkę, pływa i opowiada niezwykle ciekawe rzeczy.
 

Festiwal Wisły ma dwa bardzo mocne punkty. Po pierwsze, rzeczywiście łączy całe województwo, od Włocławka aż po Grudziądz. To ważne w regionie  posklejanym przecież z kilku oddzielnych wcześniej krain i tradycji. Wisła świetnie nadaje się do budowania regionalnej tożsamości. Druga rzecz, to temat bardzo pojemny, w którym umieścić można mnóstwo rzeczy: gospodarkę, kulturę, kulinaria, zabytki, tradycje, historię, ekologię… Ale czy tego nie jest aż za dużo? Z jednej strony nigdy nie będzie nudy, bo nawet przy 30. edycji będzie można wymyślić coś nowego, ale z czasem może być coraz mniej tej Wisły w Wiśle…
Nie, nie widzę takiego zagrożenia. Od pierwszych edycji mamy świadomość tego, że my dopiero lekko zahaczyliśmy ten temat, że jest jeszcze bardzo wiele do odkrycia. To odkrywanie Wisły dzieje się naszych oczach. Z każdym  festiwalem  widzę, jak przybywa ludzi, którzy przychodzą do nas z różnymi ciekawymi tematami, dotyczącymi choćby i najmniejszych nadwiślańskich miejscowości.

Tak jak panowie zauważyli, Wisła to temat, który zdecydowanie może być wykorzystany do festiwalu organizowanego na poziomie ogólnopolskim.  Nie przypadkiem media w całej Polsce piszą o tym festiwalu, jak wspomniałem wszyscy wiedzą, że to królowa polskich rzek, symbol, czysto intuicyjnie mówi się „w kraju nad Wisłą”…  Do tego fakt, że rzeka łączy bardzo duże polskie aglomeracje, w tym dwie  - dawną i obecną - stolice kraju. Nieskromnie powiem, że to spore szczęście dla kujawsko-pomorskiego, że akurat nasze środowiska jako pierwsze i na taką skalę ogarnęły ten temat. Mieliśmy też takiego „fuksa”, że trafiliśmy na polityków z horyzontami. Wiadomo, zawsze można jakiś pomysł odrzucić, zawsze jest jakieś ryzyko, bo gdy zaczyna się realizować taką imprezę, nigdy przecież nie ma pewności, czy wyjdzie tak, jak trzeba. Nas to jednak nie spotkało. I trzymamy byka za rogi, wiemy, że jeśli komuś, gdziekolwiek, w Warszawie czy gdzie indziej, przyszłoby do głowy organizować festiwal Wisły – jakby to było odebrane? 

Jestem przekonany, że  Festiwal Wisły to projekt na duży, spektakularny event, który może śmiało być markowym projektem turystycznym naszego kraju.  Znamy takie spektakularne wydarzenia, choćby gonitwa byków w Pampelunie – świetnie znany na całym świecie, event, który opiera się na dziedzictwie kulturowym. Zresztą generalnie te największe wydarzenia mają swoje zakorzenienie w prawdziwym, autentycznym dziedzictwie kulturowym. Turystyka kulturowa to zresztą obecnie najlepiej rozwijający się sektor turystyki na  świecie.
 

W końcu, ile można leżeć przy basenie  hotelowym, który wygląda dokładnie tak samo, bez względu, czy to Grecja, Turcja, Albania czy Dominikana.
Ludzie mają potrzebę, by skonfrontować swoje doświadczenie z innymi kręgami kulturowymi, spojrzeć na swoją  sytuację obserwując innych. Dlatego jeździ się do Tybetu, Indii, do Ameryki Południowej, bo inspirują nas spotykane tam elementy dziedzictwa kulturowego. 

Jeśli ktoś ma coś barwnego i wyjątkowego, to jest to niesamowitym atutem. I my coś takiego mamy. Handel wiślany – największy trakt handlowy Europy, dziedzictwo żeglugowe, szkutnicze, folklor flisacki. Ten wpis tradycji flisackich na listę niematerialnego dziedzictwa  kulturalnego UNESCO to dla nas dar z niebios.  Śmiało można więc powiedzieć, że Toruń ma dziś dwa wpisy na listy UNESCO. Oczywiście, że flisactwo to tradycja całej naszej ojczyzny, ale też Toruń  ma te tradycje najbogatsze. 
 

I z jakiegoś powodu na toruńskim Rynku Staromiejskim z jednej strony stoi Kopernik, ale z drugiej flisak.    
Dokładnie. Każdy w Polsce wie, co to jest frycowe. Nawet w Zakopanem, ktoś może powiedzieć, że zapłacił za coś „frycowe” i wiadomo, o co chodzi. Ile jednak osób zdaje sobie sprawę, że to obrzęd związany z kultura flisacką i że przez setki lat odbywał się na nadbrzeżu i na Rynku Staromiejskim w Toruniu, a ostatni jego akord w gospodzie Pod Turkiem, która była vis a vis Ratusza Staromiejskiego? I że młody fryc na koniec wszystkich swych katuszy musiał uklęknąć  przed Grubą Maryna, czyli rzeźbą Bachusa, pocałować ją w palec u nogi i postawić wszystkim kolejkę, na co szła nieraz cała flisacka wypłata? I wszytko to odbywało się w Toruniu, a oryginalna  Gruba Maryna do dziś stoi w Muzeum Toruńskiego Piernika. To naprawdę może być tak znana marka, jak wspomniana gonitwa  w Pampelunie, czy dożynki chmielne w Bawarii, czyli Oktoberfest. 
 

Na pewno może to być hit na miarę Polski, to zdecydowanie. Należycie  do Kujawsko-Pomorskiej Organizacji Turystycznej, która zajmuje się budową silnych marek  turystycznych. Macie wsparcie z tej strony? 
KPOT mocno angażuje się w Wisłę. Po pierwsze jest partnerem festiwalu i to od początku. Teraz  wdrożona została  kolejna marka „Dolina dolnej Wisły” - to bardzo ciekawy  i wartościowy projekt. Co prawda chodzi tu o odcinek od Fordonu do Nowego, ale zatoczyło to dużo szersze kręgi, ponieważ pod tą markę chcą się podłączyć także inne części naszego odcinka przebiegu Wisły.  KPOT ma świadomość tego, jaka to wartość.  Marszałek województwa zapowiada, że chce wspierać Festiwal Wisły w takim kierunku, by było to event w pełnym tego słowa znaczeniu wojewódzki i chce, żebyśmy rozszerzyli ten projekt o kolejne miasta. 
 

Grudziądz?
Tak, jestem już po rozmowach z prezydentem i od samego początku spotkania widziałem, że pan prezydent ma świetne  rozeznanie i świadomość, jakie znaczenie ma Wisła. 
 

I jest tam niedawno otwarte  Muzeum Handlu  Wiślanego Flis plus wspaniała scenografia dla Wisły.
No, scenografia wiślana w Grudziądzu jest taka, że ho, ho! Nieraz byłem świadkiem gorących dyskusji wokół tego, która panorama jest najpiękniejsza. Zawsze finał jest taki: nierozstrzygnięty spór: Toruń czy Grudziądz.   
 

W ciągu ostatnich lat sporo się zmienia w przyrzecznej infrastrukturze. Jest nowe nabrzeże i przystań w bydgoskim Fordonie,  przebudowany został Bulwar Filadelfijski w Toruniu, wspomniał Pan o nadwiślańskich plażach w Warszawie. Czy to wszystko świadczy o tym, że Polska wreszcie przestaje się do tej rzeki odwracać  plecami?
Zdecydowanie patrzymy już inaczej, myślę, że ten proces dzieje się naszych oczach – to przywracanie wiedzy i świadomości wartości Wisły. Rzeczywiście Wisła została zapomniana, miasta się od niej odwróciły, choć aż do lat 70-tych był to najbardziej popularny akwen w Polsce. Tysiące żeglarzy, kajakarzy, trzy razy w ciągu doby z Torunia  do Warszawy odchodził statek pasażerski i trzy razy w ciągu doby do Gdańska. Statki zabierały od 40 aż do 700 osób na pokład.  Do tej pory spotykam się ze wspomnieniami typu: babcia mi opowiadała, że jak Wisłą statek płynął, to orkiestra grała! Słyszałem to w Toruniu, w Nieszawie, pod  Sandomierzem. Ludzie wypoczywali na rzece. 
 

Do czasu.
Powstawały wielkie inwestycje poprzedniej epoki Merinotex Toruń, zakłady azotowe we Włocławku i Puławach, petrochemie w Gdańsku i Płocku – tam były jakieś oczyszczalnie ścieków? Wszystko szło do Wisły. Miasta się rozrastały, ale czy tam były oczyszczalnie? Co najmniej kilkanaście „czajek”, codziennie przez kilkadziesiąt lat wylewały wszystkie brudy do Wisły. Apogeum tego nastąpiło w latach 80-tych. 
Kiedy zaczęliśmy dostawać pieniądze europejskie, to pierwsze z nich szły właśnie na oczyszczalnie, na co silnie naciskały państwa skandynawskie. 
 

Bo nasze ścieki to brudy także w ich części Bałtyku.
Kiedy pojawiły się oczyszczalnie, jakość  wody zaczęła się poprawiać. Wisła okazała się fantastyczną rzeką, bo w dużym stopniu zachował się  jej naturalny charakter.  Są starorzecza, wypłycenia, wyspy, łęgi nadwiślańskie  - to wszystko tworzy jeden wielki filtr. To jest wielki mechanizm samooczyszczania się rzeki. Polacy przypominają sobie, a młodsi odkrywają, jaka to jest wspaniała rzeka. Śmiejemy się, że każdy kto choć raz postawi nogę na wiślanej łasze – już jest nasz!
 

Dziękujemy za rozmowę.