- Zdobycie prawa jazdy to jest początek naszej drogi. Prawo jazdy nie jest obowiązkiem, tylko przywilejem – mówi Robert Majewski z Fundacji Bezpieczni.eu. Jak wiele jeszcze trzeba zrobić, by było bezpiecznie w ruchu drogowym? NASZA ROZMOWA

Biznes Ludzie
Biznes Opinie
Robert Sauron Majewski Fundacja Bezpieczni.eu
Fot. Bezpieczni.eu

Fundacja Bezpieczni.eu z Komendą Miejską Policji w Toruniu, Urzędem Marszałkowskim, Fundacją Jumper i WORD zorganizowała happening z okazji Europejskiego Dnia Bez Ofiar Śmiertelnych Na Drogach. Przed Urzędem Marszałkowskim na Placu Teatralnym w Toruniu rozdawano odblaski, mówiono o bezpieczeństwie, tłumaczono przepisy ruchu drogowego. Były pokazy pierwszej pomocy i symulatory dachowania. Była to także okazja, by spotkać się Robertem Majewskim, współorganizatorem happeningu. Rozmawialiśmy o bezpieczeństwie na drogach i nadchodzącym Kujawsko-Pomorskim Sympozjum Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego i Ratownictwa Medycznego, które odbędzie się we Włocławku 8 i 9 października.

 

Robert Sauron Majewski Fundacja Bezpieczni.eu

Od lat zajmujesz się tematyką bezpieczeństwa w ruchu drogowym. Wydaje się, że w Polsce jest z tym coraz lepiej - coraz nowocześniejsza infrastruktura, wzrasta świadomość kierowców, rowerzystów i pieszych. Jakie są największe problemy? Czego jeszcze nie umiemy?

O, nie umiemy setek rzeczy! Przede wszystkim popatrz na statystyki, które są zatrważające. Cały czas najwięcej wypadków i największe problemy mamy z tzw. niechronionymi uczestnikami ruchu drogowego. To piesi, rowerzyści i również osoby, które poruszają się z ogromną prędkością na hulajnogach elektrycznych. Mamy z tym ogromny problem, ponieważ po zmianie przepisów piesi nabrali przekonania, że mają bezwzględne pierwszeństwo. Nie istnieje coś takiego jak bezwzględne pierwszeństwo. Wręcz odwrotnie pieszy dostał więcej nakazów. Nie zmieniono starego przepisu, tylko zmieniono zapis, że nie ten, który postawił nogę na przejściu dla pieszych, a wchodzący na przejście ma pierwszeństwo. Co za tym idzie? Cały czas podchodząc z do przejścia mamy obowiązek spojrzeć w lewo, w prawo, jeszcze raz w lewo. Nie możemy przebiegać przez przejście dla pieszych i wkraczać przed samym pojazdem. Miejmy świadomość tego, że praw fizyki nie zmienimy naszym wejściem na zebrę. Droga hamowania samochodu nadal wynosi nawet kilkadziesiąt metrów w zależności od prędkości. Nie możemy także w żadnej formie używać telefonu komórkowego.

Jak w takim razie ma zachować się kierowca?

Powołam się na autorytet. Dwa słowa wstępu jeszcze. Na początku października organizujemy Kujawsko-Pomorskie Sympozjum Bezpieczeństwa Drogowego. Gościem będzie jeden z najlepszych fachowców Tomasz Tosza z Jaworzna. Ja bym powiedział, że to taki nasz guru bezpieczeństwa na drogach. On powiedział, że zachowanie kierowcy przed przejściem dla pieszych jest wbrew pozorom bardzo proste. Wystarczy podjeżdżać do każdego przejścia dla pieszych, tak jak byśmy zbliżali się do skrzyżowania, na którym nie mamy pierwszeństwa. Automatycznie zwracamy szczególną uwagę, na co to się dzieje z boku.


Cały czas Bezpieczni.eu mówią o odblaskach. Czy noszenie ich to taki wielki to problem?

Pierwsza rzecz to obowiązek posiadania odblasków poza terenem zabudowanym po zmroku. Tu nie ma dyskusji. Za to jest to ogromny problem w przestrzeni miejskiej. Kierowcy jeżdżący wieczorami mogą wiele o tym powiedzieć. Piesi ubierają się na czarno, jakby brali udział w filmie o ninja. Nie widzimy ich pomimo doświetlonych przejść. Warto byłoby też takie odblaski nosić na co dzień w mieście - na ubraniach, wózkach spacerowych i inwalidzkich. Na rowerach warto również umieścić odblask z boku, ponieważ bardzo ciężko zauważyć rowerzystę z tej perspektywy. Widzimy jego światło z przodu i z tyłu, a bok jest ciemny. Już nie wspomnę o kamizelce, która wielu przeszkadza, a wręcz się ludzie z tego śmieją. Załóżmy, choć szelki odblaskowe, które są uniwersalne, bo może używać ich dziecko i dorosły.


Ostatnio opinią publiczną wstrząsnął śmiertelny wypadek w Warszawie spowodowany przez pijanego kierowcę. Czy jest jakaś recepta na to, żeby zwalczyć pijaństwo na drogach w Polsce?

Mamy dużo do przepracowania. Myślę, że to jest kwestia pokoleń. W naszej części Europy alkohol jest taką normą, czymś pozytywnym wręcz. Alkoholu na ogół nie pije się samotnie, tylko w jakimś towarzystwie. Potem się bierze kluczyki, żegna, wsiada do samochodu i odjeżdża. Nikt z uczestników tego spotkania nie powstrzymuje takiego kierowcy przed pojechaniem, wręcz przeciwnie: "Super, piona, jesteś gość!". To musimy wyeliminować z naszego społecznego myślenia. Powrót z zakrapianej imprezy teraz nie jest problemem. Są taksówki, komunikacja miejska, a wszystko w przystępnych cenach. Nie ma sensu ryzykować życiem i zdrowiem, swoim i niewinnych ofiar. Koszty finansowe wypadku mogą być ogromne. Zapłacimy za rehabilitację, za odbudowę zniszczonego domu czy jakiejś infrastruktury. Wyobraźmy sobie, że ktoś wjedzie z ogromną prędkością w filar mostu. Most zostaje zamknięty, są wielkie straty. To ogromne pieniądze do oddania. Odszkodowanie firma ubezpieczeniowa regresem będzie ściągać czasem przez całe życie. Jak popatrzymy na statystyki wyjazdów ambulansu i ratownika medycznego, to 70 procent zdarzeń ma związek z alkoholem. To nie tylko jazda "pod wpływem", ale też atak padaczki alkoholowej, zatrzymania krążenia. To są pochodne alkoholu.
 

Robert Majewski Bezpieczni.eu

Czy Polacy potrafią pomagać ofiarom wypadków?

Ta pierwsza pomoc kuleje. My na organizowanych imprezach, jak ta dzisiejsza, uczymy pierwszej pomocy BLS, czyli Basic Life Support. To takie najbardziej podstawowe szkolenie, które powinno odbywać się co dwa lata w zakładzie pracy. Popatrz na siebie. Odpowiedz sobie, kiedy ostatnio przechodziłeś takie szkolenie? W zakładzie pracy mamy obowiązkowe szkolenie BHP, w którym jest zawarte, powiedzmy 10 minut pierwszej pomocy. Co można przez 10 minut pokazać? Bo nie chcę używać słowa nauczyć. Dla ministra zdrowia jest to minimum 6 godzin szkolenia, żeby troszeczkę nauczyć i udowodnić człowiekowi, że może zacząć udzielać pierwszej pomocy i się tego nie bać. Straszymy ludzi artykułem 162 kodeksu karnego, że w skrócie kto nie udziela pieszej pomocy, może być ukarany do trzech lat więzienia. Jest przecież artykuł mówiący, że osoba, która zaczyna działania ratunkowe, staje się funkcjonariuszem publicznym. W takim dużym skrócie myślowym jest zabezpieczona, może wydawać polecenia. Dzięki zrozumieniu tego wiele osób przestałoby się bać, że rodzina na przykład, będzie mnie skarżyć, bo źle udzieliłem tej pierwszej pomocy.


W Polsce jest takie ogólne podejście, nie tylko do ruchu drogowego: "nie rób, bo będzie kara".

Dam taki przykład. Są w stacjach radiowych informacje drogowe. Tam jest mówione: "Zwolnij, bo stoją na Grudziądzkiej i dostaniesz mandat." Dlaczego nie można powiedzieć: "Zwolnij, bo wybiegnie dziecko i je zabijesz"? Jesteśmy straszeni kwotą mandatów, które i tak są najniższe w Europie. Przejeżdżamy tylko granice Czech albo Niemiec i stajemy się idealnym kierowcą. A u nas po prostu "hulaj dusza, piekła nie ma". To my ustalamy, czy ten znak jest obowiązujący, czy nie. Przecięliśmy na przykład drogą szlaki, którymi zawsze przemieszczały się zwierzęta i mamy do nich pretensje, że one tam tę drogę przebiegają.


Zwróciłeś uwagę, że polscy kierowcy jeżdżą nieprzepisowo. Znak ograniczenia prędkości jest dla nich tylko sugestię, by zwolnić. Wystarczy, że przekroczą granicę i od razu są super kierowcami. Z czego to się bierze?

Wielu socjologów badało ten temat. Doszli do wniosku, że to jest niestety kwestia naszej historii. Od czasu rozbiorów, poprzez "komunę" kombinowaliśmy, że jakoś to będzie. Nie jesteśmy w stanie na każdym skrzyżowaniu postawić funkcjonariusza policji. Skandynawia jest mega bezpieczna. Jak tam pojedziemy, to niekoniecznie zostaniemy zatrzymani przez policję, ale nagle przychodzi do nas koperta z mandatem z ogromną kwotą w euro do zapłacenia, ponieważ zrobiono nam zdjęcie z fotoradaru. Tam tak nauczono przestrzegania przepisów. Co kraj to inna kultura. Gdyby w telewizji ogłoszono, że od jutra po całych Niemczech jeździ się 40 kilometrów na godzinę, to każdy Niemiec rano do pracy pojedzie czterdziestką. Gdyby to ogłoszono w Polsce, to byłyby strajki i obalenie rządu. Dziennikarze by pisali, że to zabije ruch w Polsce. Mamy inną świadomość, jesteśmy inaczej wychowani, jesteśmy nauczeni kombinowania i omijania prawa. To jest spowodowane naszymi problemami historycznymi. To kombinowanie mamy w zasadzie wyssane z mlekiem matki.
 

Czy polscy kierowcy są agresywni?

Odpowiem nieco przekornie na to pytanie. Mam nadzieję, że nastąpi taki czas, że będziemy uprzejmi na drodze. Że trzaskając drzwiami samochodu, nie będziemy stawać się jakimiś wrogami społeczeństwa i nie będziemy chcieli wozić karabinów maszynowych na masce samochodu. Mogę tylko apelować. Po prostu bądźmy dla siebie życzliwi, uprzejmi, uśmiechajmy się. Ustępujmy sobie, pomimo że mamy pierwszeństwo. Pomóżmy komuś włączyć się do ruchu, bo to miłe i przyjemne. To daje taką energię i "robi dzień". Pomaganie jest przyjemne. Jest endorfina i pozytywna energia. Zacznijmy od drobiazgu i pomóżmy sąsiadowi, który nie może włączyć się do ruchu. Nie trzeba robić wielkich rzeczy. Wystarczy, że umożliwimy pieszemu przejście przez pasy. Oni czasem stoją nawet dwa metry od zebry, bo boją się wyjść. To działa także w drugą stronę. Rowerzyści nie mają bezwzględnego pierwszeństwa na "śluzie", czyli przejściu dla pieszych ze ścieżką rowerową, tylko dopiero jak są na tej ścieżce. Nie mogą wymuszać na kierowcach, że oni się zatrzymują z piskiem opon.

Robert Majewski Bezpieczni.eu

O tej życzliwości na drodze możemy się przekonać w miejscach, gdzie jest jazda na suwak, jak na toruńskim moście.

To nawet nie jest już kwestia postępowania zgodnie z przepisami, bo wiadomo, jak powinniśmy się zachować. Popatrzmy na to z punktu widzenia praw fizyki. Płynny ruch jest wtedy, gdy włączamy się na samym końcu. Tak jak w zamku błyskawicznym, czyli jeden ząbek na jeden ząbek, a nie trzy ząbki na raz. Nie włączamy się też do tego głównego nurtu na środku i nie trzy samochody na raz. Jeżeli kierowcy zaczynają włączać się w połowie mostu, to wymuszają pierwszeństwo albo stoją i blokują pas. To powoduje nerwy, jakieś złe emocje.


Wspomniałeś o hulajnogach elektrycznych. To jest nowość na drogach w Polsce. Czy są problemy z nimi związane, jeśli chodzi o bezpieczeństwo?

To są ogromne problemy na wielu płaszczyznach. Znam wiele osób, które twierdzą, że założenie żółtej kamizelki czy obowiązek założenia kasku, to jest wręcz zabieranie praw człowieka. Tak naprawdę właśnie z tego biorą się największe urazy - głowy z powodu braku kasku, obtarcia niezabezpieczonych łokci i kolan. Bardzo niebezpieczne jest jeżdżenie we dwójkę. A wyobraź sobie starszą panią, w którą wjedzie 30-kilogramowa hulajnoga elektryczna z ogromną prędkością. Przypomnę, że po chodniku nie wolno poruszać się z prędkością większą, niż porusza się pieszy. Często, gdy jeżdżę samochodem, to zastanawiam się, czy to jest jakaś fata Morgana. Hulajnogami jeżdżą po drodze publicznej, nie po ścieżce czy chodniku, a po jezdni i to z ogromną prędkością. Wyprzedzają nawet małe samochody, które włączają się do ruchu. Coś niesamowitego po prostu się dzieje.


Czy Polacy są dobrymi kierowcami?

Wszyscy chcielibyśmy, żeby podróżowanie było przyjemne i bezpieczne. Oczekujemy, żeby nasze dzieci, jadące do szkoły rowerem, hulajnogą czy komunikacją miejską, wracały bezpiecznie. Chcemy pojechać do pracy albo na wakacje i wrócić. Tylko musimy stuknąć się w pierś, że nie jesteśmy mistrzami kierownicy i nie posiedliśmy wszelkich możliwych umiejętności. Ile osób po skończeniu kursu na prawo jazdy jeszcze się doszkala? Na przykład jest w Toruniu Autodrom, jeden z najnowocześniejszych torów doskonalących jazdę samochodem czy motocyklem. Tam szkolą się jeżdżący w pojazdach uprzywilejowanymi, czyli potocznie "na bombach". Odpowiedzmy sobie sami, czy zadaliśmy sobie trud, żeby tam się podszkolić? To może być jakakolwiek inna szkoła, gdzie możemy nauczyć się na przykład wychodzenia z poślizgu na śniegu albo radzenia sobie z samochodem z tylnym napędem, bo przedni więcej wybacza. Dlaczego z tego nie korzystamy? Jest na przykład Fundacja Jumper, z którą wspólnie prowadzimy szkolenia z ewakuacji z aut po dachowaniu. Uczymy, jak wyjąć człowieka z samochodu i czy w ogóle możemy go ruszać. Tego wszystkiego się możemy nauczyć, tylko trzeba chcieć. Zdobycie prawa jazdy to jest początek naszej drogi. Prawo jazdy nie jest obowiązkiem, tylko przywilejem. Proszę, żeby to zabrzmiało: to jest przywilej! Często jest hałas, że zwiększyła się ilość punktów karnych i "jak ja zarobię na ten mandat". Nikt nie musi tych mandatów płacić. Po prostu trzeba jeździć w miarę przepisowo. Już nie mówię przepisowo, ale w miarę przepisowo. Można jeździć bezpiecznie i nie płacić mandatów. Trzeba być przewidującym. Przed trasą wyspać się, wyjechać odpowiednio wcześnie i nie spieszyć się. Na naszym sympozjum będzie gościem profesor Mirosław Jarosz, który napisał książkę "kodeks zdrowotny kierowcy". W niej udowadnia, że po dyżurze nocnym, po 10-12 godzinach ciężkiej pracy, gdy wsiądziemy do samochodu, to tak jak byśmy wypili 4 piwa. Nasza percepcja i zmysły już inaczej działają. Więc trzeba czytać, edukować się, być miłym, no i zapraszamy na nasze sympozjum.


Tym razem odbędzie się we Włocławku. Czego się możemy spodziewać?

To już czwarty raz, a co roku poprzeczka idzie w górę. Co roku jesteśmy w innym mieście. 8 i 9 października będziemy we włocławskim Centrum Kultury Browar B. Przez dwa dni będziemy rozmawiać o bolączkach i problemach bezpieczeństwa w ruchu drogowym, czyli o tym, o czym właśnie mówimy. W Polsce jest wiele takich konferencji i sympozjów. Poklepujemy się na nich po plecach, rozjeżdżamy i nic się nie zmienia. Dlatego my postanowiliśmy zapraszać samorządowców. Pokazujemy im te problemy, ale jednocześnie jak je rozwiązywać. Mamy wiele wypracowanych rozwiązań, które pokazujemy gminom i powiatom. Jednocześnie z samorządem województwa kujawsko-pomorskiego przyznajemy statuetki Lidera Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego. Kategorii jest wiele, m.in. samorząd przyjazny rowerzystom, samorząd inwestujący w infrastrukturę przy drogach wojewódzkich, samorząd świecący dobrym przykładem czy lokalne inicjatywy w dziedzinie bezpieczeństwa w ruchu drogowym. Chcemy nagradzać oddolne inicjatywy i wspaniałych ludzi, którzy ratują życie. Przykładem może być Stowarzyszenie Nasze Silno, które zrobiło własną zrzutkę, żeby postawić tablicę zmiennej treści, czyli popularny radar z "uśmieszkiem" przy przejściu dla pieszych. Co roku w innym mieście zapraszamy szkoły ponadpodstawowe do takiego miasteczka bezpieczeństwa ruchu drogowego. Tam mają do dyspozycji symulatory dachowania, stoiska policji i straży pożarnej. Pokazujemy pierwszą pomoc.


Wspomniałeś, że gośćmi będą prof. Mirosław Jarosz i Tomasz Tosza. Kto jeszcze pojawi się?

Filip Grega fachowiec BRD często występujący w Polsacie. Przyjadą przedstawiciele Akademii Policji ze Szczytna. Na przykładach wyjaśnią nam te bardziej zawiłe problemy przepisów ruchu drogowego, chociażby to słynne pierwszeństwo bezwzględne pieszych. Okazuje się, że nie wystarczy czytać "Prawo o ruchu drogowym". Niestety w wielu przypadków potrzebujemy jego interpretacji. Pomoże też poruszać się w gąszczu tych przepisów Wojciech Pasieczny z Fundacji Zapobieganie Wypadkom Drogowym - były policjant z Komendy Głównej i rzeczoznawca sądowy.

 

Dziękuję za rozmowę!