Jak uczy mądrość ludowa, punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. I właściwie sprawdza się to zawsze – czy chodzi o firmę, w której pracujemy, miasto, w którym mieszkamy, czy sklepy, w których kupujemy. Bo tak to już jest, że zwykle filtrujemy wszystko przez własne potrzeby, przyzwyczajenia i chciejstwo - i jakoś nie możemy oderwać się od myślenia, że jeśli nam się coś wydaje, to wszystkim powinno się dokładnie tak samo wydawać.
I tak to jest z małymi, niezależnymi sklepami. Dla jednych będą to urocze miejsca, leżące zawsze tuż obok, gdzie sprzedawcom naprawdę na nas zależy, bo nie jesteśmy dla nich tylko punkcikiem w Excelu. Dla innych to miejsca schyłkowe -drogie, z niewielkim asortymentem, ot takie punkty ostatniego wyboru, które ulegną sieciom, tak jak małe kina uległy multipleksom, a małe stacyjki benzynowe koncernom. Pewne jest jedno. W ciągu ostatniego półrocza zniknęło w Polsce lub zawiesiło działalność blisko 7 tysięcy małych sklepów. I niestety kujawsko-pomorskie nie jest tu wyjątkiem.
Oczywiście małe sklepy nie znikają w jednym tempie – stosunkowo najłatwiej jest tym, które mają towar, jakiego nie uświadczymy w dyskontach, a do tego płyną zgodnie z trendami: sklepom sportowym, medycznym czy po prostu rzemieślniczym piekarniom. Ale to jednak trendu nie odwraca.
Dlaczego więc małe sklepiki nam znikają? Bo nie wytrzymują konkurencji z prowadzącymi wojnę cenową dyskontowymi gigantami, czy chociażby mniejszymi sieciami, które silne są wspólnymi dystrybutorami. Bo wszelakie akcje mające je wspierać nie bardzo pomogły, jak niedziele niehandlowe – dyskontom udało się przekierować ruch klientów na soboty. Bo… dzieci właścicieli małych sklepów to już generacja Z, której nie bardzo chce się tyrać od świtu do nocy w rodzinnym interesie, bez szacunku dla świętej zasady work-life balance, więc nie ma biznesowej sukcesji. Bo rosną koszty – i jeśli chodzi o energię, i pensje minimalne.
Bo wreszcie my sami, choć deklarujemy często miłość dozgonną do sympatycznych sklepików z sympatyczną panią za ladą, to jak przyjdzie co do czego, ganiamy za promocją do dyskontów. Bo z małymi sklepami jest niestety jak ze wszystkim. Deklaracje deklaracjami, a życie – życiem.