Urlopy to zawsze w firmach temat trudny, a nawet konfliktowy. Pamiętam, jak dawno, dawno temu pewien sympatyczny pracownik zawsze w pierwszych dniach stycznia przynosił mi wnioski urlopowe na wszystkie długie weekendy, święta i okolice w całym roku, żeby tylko zdążyć przed resztą kolegów. I bardzo irytował się moimi apelami, żeby może dał im jednak szansę, bo w końcu zasady sprawiedliwości społecznej zobowiązują… Pewnie w każdej firmie, nie tylko w redakcjach, są tacy sympatyczni pracownicy, ale problem z urlopami jest znacznie głębszy, niż tylko rozładowywanie wakacyjnych zatorów. Znacznie ważniejsze jest to, że ciągle z urlopowym resetem część z nas ma potężny problem. Tak potężny, że jakieś lekcje by się przydały.
I trochę ta nasza permanentna nieumiejętność urlopowania może nawet zaskakiwać, bo i przepisy urlopowe mamy w miarę komfortowe, i długość urlopów jest – jak spojrzeć poza Unię – całkiem, całkiem, i z zasadą work-life balance już nikt w firmach nie waży się nawet dyskutować. Tymczasem badania wśród Polaków-szaraków pokazują, że z wyłączeniem się z pracy jest ciągle ciężko. Prawie trzech na czterech pracujących rodaków odbierało służbowe telefony w czasie urlopu, a dwóch na trzech sprawdzało służbową skrzynkę mailową. To jeszcze nic – 61 proc. z nas wykonywało obowiązki służbowe w czasie urlopu i to nawet wtedy, kiedy przełożeni od nas tego nie wymagali.
Że to nic takiego? No niekoniecznie. Urlop to ważna rzecz i dla pracownika, i dla pracodawcy, bo chyba wszyscy już zrozumieli, że te mity o herosach, którym urlop potrzebny wcale nie jest, to bajdy okrutne. Zresztą, jak je słyszę, zaraz zaczynam podejrzewać, że ten, kto te bajdy opowiada, widocznie sam przesadnie się nie przepracowuje. Po prostu - jeśli chcemy mieć niewypalonego, kreatywnego pracownika, to musi on co czas jakiś odetchnąć. Bo inaczej stanie się zwyczajnie niewydajny.
I na pocieszenie tylko dodam, że lekcje urlopowania powinni brać wszyscy, nie tylko my. Tacy Amerykanie na przykład. Nie dość, że urlopu mają zwykle znacznie mniej niż my, Europejczycy, to jeszcze prawie co trzeci pracujący deklaruje, że ma poczucie winy, kiedy zostawia firmę i idzie na urlop. Można by powiedzieć, druga Japonia z tej Ameryki.