Z takimi momentami wagi ciężkiej, każdemu coś się kojarzy. A wejście Polski do Unii Europejskiej to był na pewno taki moment. I mi kojarzy się on z pewnym sympatycznym Rumunem. Staliśmy sobie w długiej kolejce do odprawy na jakimś lotnisku, a Rumun, kiedy dowiedział się, że jestem Polakiem, zaczął mówić o tym, jak to mi tego wejścia do Unii zazdrości. Mówił długo i entuzjazmował się niezwykle, co nawet nieco mnie dziwiło, bo miałem w głowie wszystkie te strachy z naszych debat przedakcesyjnych. Tyle, że to Rumun miał rację. Gdybym wtedy wiedział to, co wiem teraz, entuzjazmowałbym się pewnie znacznie goręcej od niego.
Cóż dwie dekady to niby jedno pokolenie, ale w historii kraju nie za dużo. Ale akurat te dwie dekady przeorały i Polskę, i Polaków kompletnie. Ci, którzy pamiętają czasy naszego przedunijnego kapitalizmu wczesnego, dobrze wiedzą, o co chodzi. I nie myślę tu tylko o tym niesamowitym skoku gospodarczym po uzyskaniu dostępu do unijnych rynków, o funduszach europejskich napędzających inwestycje – też u nas, w kujawsko-pomorskim - czy o budżetach nawet najmniejszych miejscowości, które poszybowały w górę.
Bo to, co na pierwszy rzut oka mniej widać, niż nowe mosty i szpitale, to zmiany, które zaszły w nas. Bo jacy jesteśmy po 20 latach w Unii? Nabraliśmy tego fantastycznego poczucia bezpieczeństwa i stabilizacji, którego zawsze nam brakowało, i to mimo paru mocnych kryzysów w ciągu dwóch dekad. Zupełnie zmieniła nam się jakość życia, pod każdym względem, co wynika i z rosnącej zamożności, i z unijnej transparentności, i zmiany mentalności, przejawiającej się choćby w stylu mówienia, myślenia i postępowania wobec różnych słabszych grup społecznych. I wiem, wiem, wszyscy irytowaliśmy się na wymuszone normy, zaklinaliśmy brukselską biurokrację i naśmiewaliśmy się z unijnych dyrektyw, których sens czasami trudno było uchwycić… Tyle, że gdzieś na końcu tego wszystkiego była europejska jakość dokładnie wszystkiego – od funkcjonowania państwa po produkty rolne. I żeby nie było – sporo jeszcze przed nami. Ale już jasne jest, że odnaleźliśmy się świetnie w nowym świecie, startując z krainy tanich gastarbeiterów, z tym wiecznym „Polacy, nic się nie stało” na ustach, a finiszując jako ważny unijny kraj, ba, dziś europejska nadzieja na to, że można pokonać populizm.
Cóż, kolega Rumun pewnie mi już nie zazdrości – oni też znakomicie odnaleźli się w Unii. A jest nam czego zazdrościć. Nie tylko tych 245 miliardów euro, które do nas napłynęły.