W lutym na deskach Teatru Collegium Nobilium w Warszawie odbył się spektakl dyplomowy studentów IV roku Akademii Teatralnej. Jedną z ról zagrała w nim, pochodząca z województwa kujawsko-pomorskiego, a konkretnie z Chełmży - Jessica Walecka. Rozmawiamy z młodą aktorką o trudach związanych z początkiem pracy w tym zawodzie, konkurencji podczas castingów do filmów oraz jak w świecie „warszawki” nie zatracić siebie?
Start w aktorstwie to nadal metaforyczne - krew, pot i łzy? Przychodzi mi na myśl fabuła serialu „Bodo”. Ten aktor teatralny i filmowy nie miał bowiem w życiu łatwo.
Aktorstwo to taki zawód, że każdy go może uprawiać na własny sposób i na własnych warunkach. Faktycznie droga aktora to ciężka praca, o czym nieustannie informują nas profesorzy i starsi koledzy po fachu, z czym się zgadzam choć osobiście jestem zwolenniczką traktowania tego zawodu jak każdej innej profesji. Oczywiście przy zachowaniu całej jego magicznej metafizyczności. Praca ta wymaga ode mnie ogromnego zaangażowania przez co naturalnie towarzyszy mi wspomniany w pytaniu - pot, ale na moich warunkach nie ma łez, a tym bardziej krwi.
Zaczynałaś w szkole prywatnej, a następnie przygodę z aktorstwem kontynuujesz w publicznej placówce tzn. w Akademii Teatralnej im. Aleksandra Zelwerowicza w Warszawie. Odczuwasz różnicę?
Tak, po dwóch latach studiowania w szkole prywatnej podjęłam decyzję o zdawaniu do szkół państwowych. Zdawałam wówczas do Warszawy i Wrocławia –szczęśliwie dostając się do obu szkół. Naturalnie mój wybór padł na Warszawę, w której już mieszkałam. Różnica jest wyczuwalna przede wszystkim w wymiarze czasowym. Praktyka jest szalenie ważna w tym zawodzie. W Akademii Teatralnej w czasie 5-letnich studiów dostajemy ogromny bagaż narzędzi do pracy w zawodzie aktorskim. W szkole, w której byłam wcześniej były to zaledwie trzy lata zdobywania praktyki.
W lutym w Teatrze Collegium Nobilium wraz z kolegami i koleżankami z IV roku Akademii Teatralnej grałaś w spektaklu dyplomowym „Koronacja” w reżyserii Izabeli Kuny. Był to dla Ciebie duży stres?
Nie, wręcz przeciwnie, jeśli wiem, co mam do zagrania jako postać, to nie stresuję się tym. W głowie mam cały czas imperatyw - zróbmy to! Ostatni tydzień prób, już przed tymi generalnymi, to czas, w którym wszystko się we mnie gotuje i chce się już tego spotkania z publicznością.
IV rok aktorstwa to zapewne też wiele castingów do seriali i filmów. Konkurencja na polskim rynku aktorskim jest ogromna?
Tak, konkurencja jest bardzo duża. Corocznie szkoły państwowe wypuszczają do zawodu ponad setkę młodych aktorów i aktorek. Ostatnio zastanawiałam się nad zazdrością w tym zawodzie i jest ona nieunikniona. Nie ma się co bać tej zazdrości, uważam to za naturalną sprawę, bo przecież każda młoda aktorka i każdy młody aktor chcieliby grać w super produkcjach i teatrach. Jest to jednak zazdrość typu: „Też bym chciała dostać tę rolę, zazdroszczę ci jej, trzymam za ciebie kciuki”, ale nie ma tu mowy o zawiści.
Jak „od środka” wygląda casting w Polsce?
Są różne drogi. Można trafić na casting poprzez agentkę, która jest odpowiedzialna za podsyłanie propozycji do castingów. Kolejna opcja to znajomość z reżyserkami i reżyserami obsady danego filmu. Wówczas droga castingu zdecydowanie się skraca, bo twoje materiały są już u tej osoby i jesteś jej znana. Z reguły podczas standardowego castingu nagrywa się, a następnie wysyła tzw. selftype’y lub jedzie się bezpośrednio do studia. Jednak tego drugiego rodzaju castingów jest coraz mniej. Dużo cięższe są castingi selftype’owe.
Dlaczego?
Bo nie otrzymujesz feedbacku. W przypadku castingu w studio reżyser zawsze coś podpowie, aby na przykład daną scenę rozegrać w inny sposób. Tym samym jesteś w stanie pokazać większy warsztat. Selftype’y nie dają tej możliwości.
Przy okazji castingów często można spotkać się z sytuacjami przysłowiowego - podkładania kłód pod nogi? Faceci "dadzą sobie po mordzie", a jak to wygląda między kobietami?
Dotychczas przy okazji castingów nie spotkałam się z tego rodzaju okolicznościami. Z reguły razem ze znajomymi aktorami przygotowujemy się do castingu i powtarzamy wspólnie dialogi. Często, w przypadku aktorek o podobnych warunkach, w finale castingów decydują już totalne niuanse, a bardzo często to jaka energia wytwarza się z obsadzoną już dotychczas osobą.
W 2023 roku swoją premierę w serwisie Netflix miał film „Pokolenie Ikea”. Grasz w nim odważną scenę erotyczną. To było wyzwanie dla młodej aktorki?
Tak, jest to wymagająca scena natomiast reżyser filmu Dawid Gral dał mi bardzo duże pole bezpieczeństwa i przygotowania. Przed przystąpieniem do tej sceny wszystko mieliśmy omówione i ustawione jak w choreografii tanecznej. Przed scenami intymnymi bardzo często przyjeżdżają na plan koordynatorki intymności. W Stanach Zjednoczonych to już bardzo popularny zawód, a w Polsce stało się tak przy okazji kręcenia netfliksowego serialu „Sexify”.
To ciekawe.
Jeśli masz taką scenę intymną to ilość osób potrzebnych do jej nakręcenia jest ograniczana do niezbędnego minimum. Przy „Pokoleniu Ikea” pozostali w pokoju tylko operator i reżyser. Warunki są wtedy dopasowywane do woli aktorki lub aktora. Dawid jest świetnym reżyserem, który dba o komfort swoich aktorów i pracuje z poszanowaniem dla nich. Bardzo dobrze wspominam ten plan zdjęciowy.
Jakie plany przed tobą?
Coś się dzieje, na razie nie chcę nic zdradzać, ale trzymam kciuki, że wszystko potoczy się po mojej myśli. Obecnie mam intensywny czas po premierze spektaklu „Koronacja”. Otrzymaliśmy bardzo duży feedback w branży. Na zaproszenie szkoły i naszej pani reżyser Izabeli Kuny na spektakl przychodzą reżyserzy oraz przedstawiciele teatrów. Ktoś zaczyna się nami interesować. Jest to bardzo potrzebne w trakcie wchodzenia w zawód aktorski.
Świat tzw. „warszawki” jest z pewnością kolorowy, ale nie brakuje tobie w nim czegoś z punktu widzenia byłej mieszkanki małego miasta?
Na początku rzeczywiście było mi trudno, ponieważ byłam zżyta ze swoim miastem. To tu w końcu skończyłam wszystkie dotychczasowe stopnie edukacji łącznie z liceum ogólnokształcącym w Chełmży. I nagle wyjechałam do Warszawy. Jak tylko zdarzył się wolny weekend to wracałam do swojego miasta. To był mój azymut. Dopiero po zmianie szkoły aktorskiej i przejściu do Akademii Teatralnej czas mi się bardzo „skurczył”. Pozostawałam wówczas w Warszawie na całe tygodnie. Myślę, że wtedy właśnie przeniosłam do tego miejsca nie tylko już swoje ciało, ale i duszę. Zadomowiłam się tu totalnie.
Patrząc szerzej na show-biznes: ile w nim jest prawdy a ile sztucznych póz i fałszu?
Nie ma co owijać w bawełnę. Środowiska artystyczne są środowiskami specyficznymi, ale w szkole aktorskiej byłam i jestem na to przygotowywana. Zresztą może nie do końca warto wchodzić w te detale i oceniać. Wolę sprawdzać się w kolejnych rolach. Dotychczas miałam szczęście spotkać na swojej drodze wielu wspaniałych ludzi i aktorów. Bardzo dużo nauczyłam się od znakomitej aktorki - Beaty Fudalej, która stała się moją mentorką w dziedzinie aktorstwa. Ludzie, z którymi obcowałam są to wielcy aktorzy, ale przede wszystkim dobrzy ludzie, którzy naprawdę chcą z tobą porozmawiać, pomóc, nauczyć. Zresztą jeszcze w trakcie zastanawiania się nad pójściem do państwowej Akademii Teatralnej, spotkałam na planie serialu „Przyjaciółki” - Pawła Małaszyńskiego, mówiłam mu o swoich wątpliwościach dotyczących zdawania do szkoły, na co on powiedział: "Chodź, tutaj jest dziekan aktorstwa” i zaprowadził mnie do obecnego na planie dziekana wydziału aktorskiego Akademii Teatralnej - Marcina Perchucia, który powiedział mi: „Zdawać, zdawać”. Kilka miesięcy później, przechodząc przez wiele etapów egzaminów wstępnych, znalazłam się w Akademii. I tak to już trwa… czwarty rok.
Dziękuję za rozmowę.