Wyjazd do Zakopanego po okresie wysokiej inflacji nie należy do zbyt ekonomicznych przedsięwzięć turystycznych. Ceny jedzenia, mimo jej grudniowego spadku do 6 proc., nadal szaleją. Za smażonego oscypka zapłacimy od 5 do 7 złotych, a danie dnia w barze mlecznym to koszt 38 złotych. Na okres ferii trzeba przygotować sporo dudków - jak mówią o pieniądzach górale spod Giewontu.
Choć inflacja w Polsce - według Głównego Urzędu Statystycznego - w grudniu wyniosła 6,2 procent rok do roku, to ceny towarów utrzymują się na wysokim poziomie: "Ceny towarów i usług konsumpcyjnych w grudniu 2023 r. w porównaniu z analogicznym miesiącem ub. roku wzrosły o 6,2 proc. (przy wzroście cen usług - o 8,2 proc. i towarów – o 5,5 proc.). W stosunku do poprzedniego miesiąca ceny towarów i usług wzrosły o 0,1 proc. (w tym usług - o 0,8 proc., przy spadku cen towarów – o 0,2 proc.)" - poinformował GUS w poniedziałkowym (15.01) komunikacie.
W barach najtaniej
Turyści wybierający się do Zakopanego, aby zobaczyć tatrzańskie szczyty, niestety musieli odczuć bezduszną statystykę we własnych portfelach. Inflację, która w Polsce nadal jest dość wysoka, najlepiej można dostrzec przy okazji zamawiania konkretnych dań w zakopiańskich barach i restauracjach. W tych drugich ceny przyprawiają o zawrót głowy, a z kolei w pierwszych nadal najemy się do syta, lecz już nie za dwadzieścia złotych. Choć my odnaleźliśmy taki punkt na mapie Zakopanego. Przy ul. Zamoyskiego mieści się bar "U Słonia", w którym obiad dnia to koszt 23 złotych. W tej kwocie otrzymamy zupę oraz drugie danie. Obiady wydawane są od godzin południowych - i co nie powinno dziwić - bardzo szybko się rozchodzą. W tym miejscu otrzymamy także jedną z najtańszych herbat w stolicy polskich Tatr - jej koszt to jedyne 5 złotych.
Drugim miejscem godnym polecenia i nadal ekonomicznie przystępnymi są - zakopiańskie bary mleczne. My odwiedziliśmy dwa z nich: w obu jest to samo menu i ceny. W obu również można spotkać tłumy turystów, którzy chcą nieznacznie zaoszczędzić przy okazji wizyty w Zakopanem. Za obiad dnia zapłacimy w tych miejscach - 38 złotych. To trochę drożej niż we wspomnianym wyżej barze "U Słonia", lecz nadal jest to umiarkowana propozycja cenowa. Słynny placek po zbójnicku to natomiast koszt 34 złotych, lecz z pewnością tak duża porcja zadowoli każdego zgłodniałego turystę. Zresztą ilość oferowanego jedzenia przy okazji każdego zamówienia jest naprawdę imponująca. To powoduje, że przy mniejszym apetycie można spróbować zaoszczędzić, dzieląc jedno danie na dwie osoby.
Kto lubi wydawać dudki?
Z pewnością czasem zdarzy się nam wyjść wieczorem również do restauracji. I tu niespodzianka - ceny naprawdę potrafią pomieszać nie tylko zmysły, a przede wszystkim uszczuplić nasz portfel. W jednym z najbardziej rozpoznawalnych lokali przy ul.Zamoyskiego menu wygląda wyjątkowo. Możemy zamówić m.in. dania z jagnięciny czy baraniny, ryby, wołowinę, placki, pizzę, pierogi i czego jeszcze dusza zapragnie. Niestety spoglądając na ceny, menu powoli skraca się w naszym umyśle do zaledwie kilku pozycji. Wszystko z powodu kosztów, które w tym lokalu zawsze były wysokie, lecz obecnie można je spokojnie określić mianem - horrendalnych. Za szaszłyk barani zapłacimy - 66 zł, a najdroższą pozycją w menu w dziale jagnięciny i baraniny jest jagnięca rozpusta bejcowana gicz i łopatka w sosie pieczeniowym za 81 zł. Na tańsze rarytasy w postaci mięsa baraniego polecam sznycel barani mielony z ziemniakami opiekanymi i kapustą zasmażaną. To najtańsza opcja, która uszczupli nasz portfel o 48 zł. Szokiem dla niektórych może okazać się natomiast zakup placka po zbójnicku. Koszt dania wynosi w tym przypadku aż 55 złotych. Z kolei za najnormalniejsze placki ziemniaczane w sosie grzybowym przyjdzie nam zapłacić - 48 zł.
Na tym jednak nie koniec drożyzny, o której posłyszeć można wszem i wobec z ust zakopiańskich turystów. Ceny regionalnych przysmaków - pałaszowanych zwłaszcza zimą - jak grzaniec czy piwo grzane lub wspomniany oscypek również poszły w górę. Za 200 ml grzańca zapłacimy między 16 a 18 złotych. Z kolei za 300 ml napoju - do 20 złotych. Piwo grzane to także koszt między 18 zł (w barze mlecznym) a 23 zł za pół litra w restauracji.
Nie samym jedzeniem...
Cóż po jedzeniu skoro wokół tyle atrakcji? Aż żal z nich wszystkich nie skorzystać. Kolej na Gubałówkę czy Kasprowy Wierch cieszy się zawsze dużym powodzeniem, a szczególnie przy doskonałej pogodzie. Koszt wjazdu w dwie strony na wzniesienie w tak zwanym sezonie wysokim to 32 złote. Dzieci, uczniowie i studenci zapłacą osiem złotych mniej. Kto z kolei chciałby znaleźć się w Tatrach Wysokich, powinien skorzystać z możliwości wcześniejszego zakupu biletu poprzez stronę PKL na Kasprowych Wierch. Wjazd na wysokość 1987 m n.p.m. (góra-dół) wynosi 129 złotych, a koszt biletów ulgowych to 109 zł.
Najtrudniej pod względem finansowym mają jednak miłośnicy narciarstwa i snowboardu. Ceny są różne. My zweryfikowaliśmy te przy Nosalu.
Za 2 godziny wypożyczenia kompletu narciarskiego trzeba zapłacić 35 złotych. Być może to niewiele, lecz należy doliczyć także wysiłek podejścia pod stok z całym sprzętem we własnych rękach. Jeśli zdecydujemy się na ten sam czas wykupić orczyk to wówczas koszt zabawy zwiększa się do 110 złotych. Dodatkowo jeżeli to nasze pierwsze kroki na nartach i chcemy skorzystać z pomocy instruktora to nie czarujmy się - przyjdzie nam słono zapłacić. Koszt jednej godziny lekcji indywidualnej wynosi 180 zł, a za ten sam czas dla dwóch osób - 220 zł.Napotkani narciarze często narzekają na ceny w Polsce i twierdzą, iż warto skorzystać z zagranicznych kurortów, które z reguły są lepiej przygotowane, nie mają problemu z brakiem śniegu, a koszty zjazdów ze stoków są porównywalne do tych polskich. Na to jednak przyjdzie nam jeszcze poczekać. Na razie żegnamy się z tatrzańskimi stokami, wierzchołkami i dolinami, aby powrócić do codziennej rzeczywistości.