W Polsce dynamicznie rozwija się produkcja wina. Jednym z najważniejszych winiarskich regionów, obok Ziemi lubuskiej, Małopolski czy Podkarpacia, jest Sandomierszczyzna. Na szczęście dla miłośników tego trunku na ziemi kujawsko-pomorskiej także możemy napotkać winnice z prawdziwego zdarzenia! Między innymi z nich, lecz również z dalekiego Chile czy Australii, Jarosław Pochłopień sprowadza różne gatunki win do toruńskiego projektu Somm+. W ramach cyklu o różnych obliczach sektora MŚP, rozmawiamy z właścicielem biznesu m.in. o jego pasji do wina, o zmieniającym się guście Polaków odnośnie degustacji tego trunku oraz czy rzeczywiście powiedzenie: im wino starsze, tym lepsze - sprawdza się w przypadku każdej butelki?
Pomysł na tego rodzaju biznes zrodził się z pasji czy chłodnej kalkulacji? A może obydwa te czynniki zaważyły w równym stopniu?
Zdecydowanie najpierw była to pasja, a w późniejszej kolejności - czynnik ekonomiczny. Zamiłowanie do wina miałem jednak od zawsze. Najpierw pracowałem u importerów tego trunku, a następnie otworzyłem własną działalność importerską, sprowadzając wina z całego świata. Nasz sklep jest natomiast wynikiem…pandemicznym. W okresie restrykcji covidowych restauracje się zamykały, a jednocześnie przed naszą firmą pojawiła się możliwość, otrzymania koncesji na sprzedaż alkoholi. Wspólnie z żoną zadecydowaliśmy, że to będzie ta droga, którą podążymy. W kujawsko-pomorskim działa zresztą kilka winnic. Jak chociażby – „Winnica pod Jabłonią” w okolicach Nakła, „Winnica Kurkocin” niedaleko Wąbrzeźna, a z kolei w Dolinie Wisły znajduje się „Winnica przy Talerzyku”.
Napisałeś na stronie internetowej swojego biznesu: „Zależało mi od samego początku, aby stworzyć miejsce prawdziwe” Po ponad dwóch latach działalności udało się to osiągnąć?
Myślę, że klienci doceniają nasze podejście do wina oraz sprowadzaniu tegoż trunku m.in. z małych winnic. Ponadto – poprzez omijanie pośredników w trakcie importu, nasze ceny są naprawdę przystępne. Zresztą w ciągu lat działalności na rynku z projektem Somm+ oprócz lokalu przy ulicy Dąbrowskiego, w tym roku powstał również lokal na ulicy Podmurnej, a ostatnio zaczęliśmy też prowadzić część kawowo-winną przy banku Nicolaus Cafe. Tempo rozwoju nie jest może oszałamiające, ale jest prawdziwe i uważam, że postawiony na początku cel - osiągnęliśmy.
Jak winiarski biznes prowadzi się w niezbyt dużym mieście jakim jest Toruń? Były obawy, ostrzeżenia, że tutaj to się nie uda?
Takich doradców jest zawsze wielu i tego nie unikniemy. Winem zajmuje się od 20 lat. Chciałem zobaczyć jak taki biznes będzie funkcjonować w moim rodzinnym mieście – Toruniu. Moi zdaniem takich miejsc jak to nasze, przydałoby się w mieście jeszcze więcej.
W Toruniu brakuje małych, uroczych kawiarni?
Zdecydowanie bardziej autentycznych miejsc, do których chce się wracać. Do naszego projektu ludzie jednak powracają, bo wiedzą ,że to jest kameralne miejsce, a nie kolejna sieciówka z pizzą czy kebabem.
Skoro jesteśmy już przy sieciówkach…W dyskontach możemy także kupić wina – i to nie takie złe jakby się mogło wydawać. Nie ma to wpływu na prowadzenie twojego biznesu?
Cieszę się, że te sklepy istnieją. Ich klient przy okazji zakupów może również kupić u nich przypadkowo butelkę wina. To tworzy pewne zainteresowanie z jego strony rynkiem winiarskim i tym sposobem może trafić na nasz projekt. Bardzo często ludzie przychodzą do nas i mówią, że kupili w pewnej sieci supermarketów dane wino. Pokazują nam nawet fotografię etykiety tego trunku. Dodają, że chcieliby otrzymać coś podobnego, a my staramy się wówczas dobrać coś pod ich gust.
Czyli dyskonty niejako „pośredniczą”?
Myślę, że jest to dobry początek, aby w ogóle zacząć poznawać wino. Często ludzie boją się wejść do sklepu specjalistycznego jak ten nasz. Myślą, że cena za butelkę wina zaczyna się od 70 złotych, a to kompletny nonsens.
Na co trzeba być wyjątkowo wyczulonym prowadząc dość specyficzny, jak na nasz region, biznes winiarski?
Niestety jest trochę tak, że każda część Polski rządzi się swoim prawami. Wydaje mi się, że wino to produkt z duszą. Tak samo kupujący – każdy ma inne preferencje odnośnie wina. Ktoś lubi trunek bardziej wytrawny, a ktoś woli więcej posmaku cukru resztkowego w winie. Jako Somm+ mamy bardzo szeroką ofertę, ponieważ w sklepie jest do wyboru kilkaset tytułów wina. Zawsze staramy się dobrać coś, co spełni oczekiwania klienta. Odnośnie niebezpieczeństw, które mogą czyhać na osoby, chcące zająć się tym biznesem. To przede wszystkim ważna jest znajomość rynku. Bez tego w ogóle nie ma co zaczynać w jakimkolwiek biznesie, a już na pewno – winiarskim. Osobiście mam doświadczenie w pracy w dużych korporacjach czy firmach importujących wina. To właśnie ono zaowocowało zebraniem bezcennej wiedzy i rozpoczęciem przygody przy tym projekcie.
Skąd sprowadzacie Państwo wina? Tych odmian, które proponujecie u siebie, nie można kupić w pierwszym, lepszym supermarkecie. Które z nich cieszą się największą popularnością?
Jeżeli chodzi o import to tak naprawdę sprowadzamy wina z całego świata m.in. z Chile czy Nowej Zelandii, ale też z krajów europejskich takich jak: Włochy, Hiszpania, Francja czy Portugalia. Mamy nawiązaną współpracę z tamtejszymi winnicami i stamtąd bezpośrednio sprowadzamy te alkohole.
Nawyki Polaków odnośnie trunków uległy w ostatnim czasie poważnej zmianie? Moda na wino w Polsce wzrasta z roku na rok?
Jeżeli chodzi o wino to zauważalna jest tendencja wzrostowa, ale musimy jeszcze gonić kraje zachodniej Europy ze względu chociażby na kwestię ceny nabywczej wina. Co ciekawe dużo łatwiej produkuje się te trunki w Ameryce Południowej niż w Europie, a stosunek ceny do jakości jest bardzo dobry. Wynika to z tego, że kraje Ameryki Południowej nie mają tak rygorystycznych przepisów odnośnie uprawy winorośli. Dla przykładu winiarz w Chile, aby wyprodukować wino z beczek dębowych nie wlewa do nich wina. Zamiast tego kupuje wiórki dębowe, które następnie wrzuca do kadzi ze stali nierdzewnej z trunkiem. Tym samym sposobem, przy niskich kosztach, osiągnie pełne, beczkowe wino z posmakiem wanilii i aromatem masła. Oczywiście są też tacy którzy robią wina w tradycyjny sposób. Stąd też sporo ludzi wybiera wina z Chile, Argentyny i Nowej Zelandii i mimo odległości od Europy to nadal się kalkuluje.
Koneserzy wina odkrywają, że to pochodzące z Polski może być też wyjątkowo dobre?
Myślę, że jesteśmy ciekawi naszego rodzimego wina. Warunki klimatyczne trochę się zmieniły i nieznacznie łatwiej jest uprawiać u nas winorośl. Szczególnie jeśli chodzi o białe winogrono.
Jest bardziej przystosowane do naszych warunków?
Dokładnie. Z powodzeniem u nas hoduje się winogrono typu „Solaris”, które dojrzewa trzy tygodnie szybciej od pozostałych gatunków. To powoduje, że grona zdążą zgromadzić na tyle dużo cukru, który później drożdże przetworzą w alkohol. Białe wina pijemy schłodzone, więc ich kwasowość i owocowość jest dla nas bardziej przyswajalna. Trudniejsza sztuka dotyczy produkcji czerwonego wina.
Mówi się, że mężczyzna jest jak wino...a sam trunek? Faktycznie im starszy tym lepszy?
Powiedzenie, że im starsze, tym lepsze wino dotyczy tak naprawdę tylko pięciu procent produkcji trunku na świecie. Cała reszta są to tak zwane wina szybkiego spożycia. Data na butelce zawsze oznacza datę zbiorów, a nie butelkowania. Jeżeli wino zbierane jest w określonym roku, a następnie przechowuje się je w beczkach to zawsze będzie wiadomo, w którym roku był zbiór winogron użytych do zrobienia wina. Większość win, z tych 95 procent, są to trunki świeże i rześkie. Osiągają takie właściwości, jak był zamysł smakowy winiarza. Natomiast te pięć procent to kwestia dojrzewania i leżakowania. Trzeba przy tym posiadać ogromną wiedzę odnośnie wilgotności w pomieszczeniu oraz braku dostępu dziennego światła do butelek z winem, aby trunek zyskał na swojej wartości, a nie okazał się ostatecznie octem winnym.