- Tak, kończy się właśnie procedura w MSWiA. Myślę, że dziś lub jutro pan premier część z tych komisarzy już powoła. To finalny etap procedury – mówił w ostatni czwartek, 9 listopada, rzecznik rządu Piotr Müller w programie „Graffiti” na antenie Polsat News. Gdy powstawał ten tekst, w piątek, nic nie było słychać o powołaniach komisarzy, którzy powinni czasowo przejąć obowiązki tych samorządowców, którzy wybrani zostali do parlamentu.
Przyznam, że byłbym nawet zdziwiony, gdyby rzeczywiście do nominacji doszło w piątek, bo jak się dowiedzieliśmy tego samego dnia od Tomasz Wiśniewskiego, rzecznika wojewody kujawsko-pomorskiego, z bydgoskiego urzędu nie wyszły jeszcze wnioski do premiera o mianowanie komisarzy w Inowrocławiu i gminie Płużnica– a procedura jest taka, że premier powołuje ich na wniosek Wojewody.
Tak więc niedługo od wyborów minie miesiąc, komisarzy jak nie było, tak nie ma. A problem dotyczy nie tylko naszego regionu, ale całej Polski min. Sopotu, Pruszcza Gdańskiego, Tychów. Jedyne co się zmienia, to rosnąca irytacja w samorządach. Wojciech Zemła, sekretarz miasta Sopotu, w wysłanym w środę 8 listopada do premiera Morawieckiego liście ostrzega, że przeciągający się brak decyzji w sprawie komisarza, może uderzyć w mieszkańców miasta i zagrozić nawet zablokowaniem wypłaty społecznych.
Jest jeden wyjątek. Na 13 samorządów oczekujących na komisarza, w jednym sprawa załatwiona została bardzo sprawnie. Wójt małopolskiej gminy Spytkowice Mariusz Krystian wybrany został na posła. Startował z listy PiS. Już 20 października, czyli pięć dni po wyborach wojewoda małopolski wystąpił o mianowanie na komisarza zastępcę dotychczasowego wójta, Krzysztofa Byrskiego i po kolejnych pięciu dniach, 25 października Mateusz Morawiecki podpisał odpowiedni dokument. Można? Jak widać można.
W ostatni czwartek wojewoda kujawsko-pomorski Mikołaj Bogdanowicz wyjaśniał, że „z boku wydaje się, że to prosta procedura, ale wcale tak nie jest. Wymaga złożenia stosownego wniosku danego kandydata, który musi spełnić kilkanaście warunków”. Wojewoda mówił m.in, że kandydat musi zrezygnować z funkcji samorządowych w sposób skuteczny np. radach nadzorczych i że zdobywanie odpowiednich zaświadczeń wydłuża cały proces.
- Możemy też zacząć działać dopiero w momencie, kiedy jest wygaszony mandat wójta, burmistrza, prezydenta. Bardzo często to następuje dużo później niż sam moment, gdzie medialnie wydaje się, że już można zacząć działać. Jednak my nasze działanie podejmujemy dopiero po wygaszeniu przez komisarza wyborczego takiej funkcji – podkreślał Mikołaj Bogdanowicz, co brzmi – przyznam – dość dziwnie, bo akurat decyzje sędziów komisarzy wyborczych zapadły u nas bez jakiejś szczególnej zwłoki, odwrotnie - dość szybko. Już 20 października komisarz wyborczy w Bydgoszczy II, sędzia Dariusz Kala wygasił mandat prezydenta Inowrocławia, a 23 października, sędzia Krzysztof Dąbkiewicz, komisarz wyborczy w Toruniu wygasił mandat wójta gminy Płużnica.
Inowrocławscy radni przegłosowali uchwałę z apelem do wojewody Bogdanowicza i premiera Morawieckiego o powołanie na komisarza Wojciecha Piniewskiego, dotychczasowego zastępcę prezydenta. Także sam Ryszard Brejza wskazał, że byłby to dobry kandydat. Nie mam tu oczywiście żadnej pewności, ale zakładam, że akurat ten kandydat nie miałby większych problemów ze spełnieniem wszystkich skomplikowanych wymogów formalnych, o których mówił wojewoda Bogdanowicz, skoro od kilku ładnych lat sprawował funkcję zastępcy prezydenta.
O co więc może chodzić? O to, że przedstawiciel rządu PiS nie może wskazać na komisarza kogoś, kogo popiera prezydent związany z KO?
Jakoś nie chce mi się wierzyć, że w całej Polsce jednocześnie - oczywiście za wyjątkiem Spytkowic - pojawiły się formalne trudności, które nie pozwalają sprawy komisarzy doprowadzić do końca. Niestety, znów wygląda to tak, jakby wcale nie procedury, ale partyjne interesy były tu najważniejsze.