Od poniedziałku trwa protest firm transportowych: blokada granicy z Ukrainą. Co na to przewoźnicy z Kujaw i Pomorza?

Biznes Region
Biznes Opinie
m
Fot. 123rf

Co prawda do miejsc, w których odbywa się protest, są z Kujaw i Pomorza setki kilometrów, ale dotyczy on problemów całej branży transportowej. W poniedziałek (6 listopada), o godz. 12, zaplanowano rozpoczęcie blokady przejść granicznych w Korczowej, Dorohusku i Hrebennem przez polskich przewoźników.


Sprawdziliśmy, jak blokadę i postulaty protestujących kierowców komentują kujawsko-pomorscy transportowcy.


O co chodzi przewoźnikom?


Jak podaje „Rzeczpospolita”, główne postulaty są trzy: wprowadzenie zezwoleń na przewozy komercyjne dla samochodów z Ukrainy, wyłączenie polskich pojazdów z ukraińskiej kolejki elektronicznej e-Czerga i stworzenie dla polskich samochodów zwykłej kolejki oraz wprowadzenie zakazu rejestracji w Polsce firm z kapitałem spoza Unii Europejskiej.


A sytuacja robi się poważna, zarówno jeśli chodzi o kwestię bezpośredniego przekraczania granicy, jak i długofalową, uderzającą już w całą branżę sytuację, związaną z brakiem odpowiednich regulacji dotyczących biznesu transportowego.


Obecnie, jak donoszą media, aby wyjechać z Ukrainy, ciężarówki oczekują między 10 a 15 dni (czekają nawet puste pojazdy - od 9 do 10 dni), a wprowadzenie elektronicznej kolejki przez Ukraińców z powodu złego nadzoru nad systemem zamiast poprawić - jak twierdzą polscy kierowcy – jedynie pogorszyło sytuację. Warto dodać, że jadąc w przeciwną stronę czeka się maksymalnie kilka godzin.


Polskie firmy podkreślają, że wprowadzony system, dający większe możliwości ukraińskim firmom, wypycha polskich przewoźników z przewozów. Alarmują też, że zbyt niskie wymagania stawiane są w Polsce przy zakładaniu firm transportowych (znacznie niższe niż np. w Niemczech), co prowadzi do tego, ze powstaje u nas coraz więcej firm z kapitałem spoza Unii, między innymi z Ukrainy, które nie zatrudniają Polaków, tylko pracowników ze swoich krajów. Według naszych kierowców firmy te – jak cytuje jednego z przewoźników "Rzeczpospolita" - podejmują przewozy do krajów trzecich, na co nie zezwala umowa pomiędzy UE i Ukrainą. Ponieważ nikt tego nie kontroluje, ukraińscy przewoźnicy wykonują podobno nawet kabotaże i przerzuty po UE.
 

Co na to przewoźnicy z Kujaw i Pomorza?


Czy w proteście i blokadach biorą też udział kierowcy z naszego regionu? Zapytaliśmy o  to dyrektora Kujawsko-Pomorskiego Stowarzyszenia Przewoźników Drogowych, Andrzeja Wytwickiego.

- W samym proteście nie bierzemy udziału, robią to przede wszystkim przewoźnicy z rejonów wschodnich, bo oni znacznie częściej przekraczają tę granicę. Od nas niewielu przewoźników jeździ na Ukrainę. – mówi dyrektor Wytwicki -  Oczywiście w tworzeniu samych postulatów wszystkie nasze stowarzyszenia brały udział. Chodzi m.in. o zakładane firmy z kapitałem zagranicznym, powrót do zezwoleń z Ukrainą, ograniczenie tej swobody, którą obecnie mamy, bo teraz Ukraińcy mogą sobie jeździć i przewozić co chcą. I zabierają nam rynek. A Ukraina nie jest jak na razie w Unii Europejskiej, więc zezwolenia powinny być, obowiązkowe, tak jak dla każdego kraju spoza Unii. Chodzi przecież o ochronę naszego rynku.

Dodajmy, że blokady mogą trwać nawet dwa miesiące. Protestujący mają co godzinę przepuszczać jeden pojazd.