Nie uciekam, czyli historia z Bydgoszczą w sercu NASZ WYWIAD

Biznes Ludzie
Biznes Opinie
Autor
Anonim
#
Fot. 123rf
#

Skąd jest? Co ją ukształtowało? A przy okazji co w jej życiu jest najważniejsze? Na nasze pytania o życie, pasje i politykę odpowiedziała Elżbieta Rusielewicz, bydgoszczanka z krwi i kości, kobieta o płomiennych włosach i charakterze. Polityk, działaczka społeczna i samorządowa, która od kilkunastu lat zasiada w bydgoskiej Radzie Miasta.

Elżbieta Rusielewicz to kobieta z ikrą, która angażuje się w sprawy społeczne. No i polityk, czy – jak Pani woli – polityczka. Tak mówią o Pani koleżanki i koledzy z Rady Miasta czy ratusza.


Feminatywy nie zawsze pasują. Ja wolę słowo „polityk”, choć nie mam nic przeciwko temu, by każdy stosował taką formę językową, jaka mu odpowiada, jeśli jest poprawna. Natomiast zawodowo jestem przede wszystkim społecznikiem. Nie uważam siebie za polityka. To słowo zresztą powinno być używane tylko w odniesieniu do właściwych osób. W obecnej rzeczywistości funkcjonuje bowiem wielu ludzi, którzy nazywają siebie politykami, a ja bym ich co najwyżej nazywała politykierami. Polityka to jest odpowiedzialność za słowo, za czyny, za kraj, za swoje miasto, za człowieka. A nie za drobne własne interesy. I życzę nam wszystkim, by prawdziwych polityków było w naszym życiu jak najwięcej.


Zwróciłbym też uwagę na jeszcze jedną rzecz. Mianowicie kiedy mówimy o kimś „polityk”, to od razu mamy negatywne skojarzenia. Wielu ludzi utożsamia polityków z mnóstwem nieprzyjemnych postaw i zachowań.


Bardzo bym chciała, aby takich właśnie politykierów odróżniać od prawdziwych polityków. To również rola mediów. Dziennikarze powinni nazywać te kwestie wprost i po imieniu. W moim przekonaniu głośni przedstawiciele różnych, nie zawsze demokratycznych ruchów czy wręcz bojówek, albo ludzie, którzy nas po prostu oszukują nie powinni być wrzucani do jednego worka z prawdziwymi mężami stanu. Moje poglądy na ten temat ukształtowało moje środowisko. Miałam zaszczyt pracować z takimi postaciami jak Jacek Kuroń, Henryk Wujec, Jan Lityński, Tadeusz Mazowiecki, Michał Boni, Jan Józef Lipski, Andrzej Wielowieyski, Władysław Frasyniuk.. To byli i są ludzie cieszący się autentycznym szacunkiem ze względu na to co i jak robili, gdy odwaga nie była tak tania jak dzisiaj. Krótko mówiąc, osoby, które wymieniłam cieszyły się i cieszą prawdziwym autorytetem. To właśnie dzięki nim mogłam spojrzeć na politykę z bardzo różnych perspektyw.


Czego się Pani od nich nauczyła?


Na pewno tego, że każdego człowieka trzeba szanować. Można się uczyć wzajemnie od siebie, słuchać , być otwartym na to, że każdy ma prawo do swojego zdania i poglądów. Ci właśnie ludzie nauczyli mnie także jak należy między sobą rozmawiać. I jeszcze jedno, nie lubię uciekać od problemów. Wolę je rozwiązywać. Tego także nauczyłam się od moich mentorów.


To kiedy dzisiaj patrzy Pani na politykę, chyba nie jest łatwo…


To prawda. Gdy widzę jak to wszystko wygląda, czuję smutek. Niestety od czasu odzyskania wolności nie zrobiliśmy wielu rzeczy, które powinniśmy zrobić. Nie nauczyliśmy ludzi obywatelskiego myślenia, nie nauczyliśmy szacunku do demokracji. Choć przyznaję, że rekordowo wysoka frekwencja w ostatnich wyborach parlamentarnych dała mi ogromną nadzieję, że może to wszystko da się jeszcze zbudować.


Może w szkołach powinniśmy wprowadzić nowe przedmioty i zamiast realizować przeładowane programy nauczania uczyć dzieciaki życia?


Oczywiście! Już dawno pojawiły się pomysły, by wprowadzić nawet w szkołach podstawowych edukację ekonomiczną. Niech już 7-latki zakładają na lekcjach swoje sklepiki, niech się uczą szacunku do pieniądza, zarządzania majątkiem, który wypracują. Wszystko w ramach zbliżonej do rzeczywistości zabawy, mającej jednak bardzo poważny walor edukacyjny.


Zamiast tego mamy nadal pruski model szkoły i wtłaczamy uczniom do głów wiedzę, która nijak ma się do problemów i wyzwań współczesnego świata.


Dokładnie. Nie uczymy samodzielnego myślenia, kreatywności, zespołowego działania, odróżniania prawdy od kłamstwa. Rosną nam później obywatele, którymi łatwo sterować i których można szybko zmanipulować. I oby to był tylko błąd w sztuce, a nie czyjeś celowe działanie…


Gdyby dzisiaj stanęły przed Panią te wszystkie postaci, które były dla Pani wzorem i autorytetem, a jednocześnie cofnęlibyśmy czas, to co należałoby zrobić inaczej?


Edukacja jest najważniejsza i to na niej powinniśmy się skupić. Czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość trąci. Widzimy dzisiaj doskonale jakie mamy skutki zaniedbań edukacyjnych. Wystarczy posłuchać rektorów i profesorów uczelni wyższych, którzy z ogromną troską mówią nam, ze na studia przychodzą coraz słabsze jednostki, ludzie o wyraźnie niższym potencjale intelektualnym. Jeżeli chcemy być potęgą, musimy zmienić podejście do edukacji. Znam wielu nauczycieli z pasją, ale niestety ich się nie docenia i nie szanuje. Kolejnym ogromnym problemem jest ochrona środowiska. Musimy się tym zająć. Jesteśmy to winni następnym pokoleniom.


No dobrze, mamy diagnozę przyczyn nie najwyższego stanu naszej demokracji i niskiej konkurencyjności uczniów i studentów na tle ich rówieśników ze Skandynawii, USA, czy Wysp Brytyjskich. A co nam się udało?


Bez wątpienia osiągnięciem jest samorząd i to, że ludzie nabrali odwagi do bycia przedsiębiorcami. Jednak proszę zwrócić uwagę, że te dwa wymienione obszary od kilku lat są regularnie obijane. Co chwilę nakładane są nowe zobowiązania na biznesmenów. Od stycznia znowu mają wzrosnąć podatki. Naprawdę trzeba być niezwykle odważnym i dzielnym człowiekiem, żeby przy tej – odchodzącej na szczęście władzy – prowadzić firmę. Mam nadzieję, że teraz będziemy stopniowo i konsekwentnie powracać na drogę niczym nieskrępowanej swobody prowadzenia działalności gospodarczej, a przedsiębiorcy nie będą traktowani jak zło konieczne i potencjalni oszuści. A samorząd znowu będzie mógł się rozwijać na miarę swoich możliwości i aspiracji. Szkoda mi tych zmarnowanych 8 lat.


Wypłynęliśmy na szerokie wody w tej naszej rozmowie i dlatego proponuję byśmy wrócili do Bydgoszczy. To ósme miasto w Polsce pod względem liczby mieszkańców o czym nie wszyscy Polacy wiedzą. Jak się tu Pani żyje?


Bydgoszcz przeszła ogromną metamorfozę. Osoby, które po kilkunastu latach wracają nad Brdę, są pod wrażeniem tej przemiany. Wprost nie mogą uwierzyć, że to jest to samo miasto. Zawsze powtarzam, że Bydgoszcz to takie miasto do życia. Tu nigdzie nie jest bardzo daleko. Komunikacja jest na naprawdę dobrym poziomie, są wprawdzie te wszystkie remonty, ale – jak to mówią – chcesz mieć lepiej, to musisz mieć najpierw trochę gorzej. Naszą perłą jest bydgoska kultura. I niech inne miasta pod tym względem chylą czoła przed Bydgoszczą. To efekt działania wielu ludzi i wypracowania pewnego modelu funkcjonowania miasta. Mam tu na myśli podpisany w 2011 roku Bydgoski Pakt dla Kultury. Przypomnę, że była to pierwsza w Polsce oddolna inicjatywa społeczna, której strony zobowiązały się do wspólnych działań na rzecz rozwoju Bydgoszczy, budowy jej kapitału kulturowego i stworzenia obywatelskiego modelu zarządzania kulturą. Możemy być dumni także z naszego sportu.


No a to, że udało się miasto zwrócić ku rzekom?


To ewenement na skalę europejską. Mamy przecież Wisłę, Brdę i Flis oraz Kanał Bydgoski. Jesteśmy jak Wrocław, choć to miasto ma więcej mostów. W każdym razie Bydgoszcz jest jakaś, ma swoją naturalną tożsamość, a realizowane od lat pomysły i inwestycje tę tożsamość wzmacniają. Przypomnę, że Bydgoszcz w 2020 roku znalazła się wśród 10 najlepszych europejskich celów podróży. Piękno i charakter naszego miasta docenia coraz więcej ludzi na całym świecie.


A nie ma Pani poczucia, że Bydgoszcz jest piękna, ma potencjał, ale ciągle niewystarczająco wykorzystany?


Zgoda. Myślę jednak, że ten błąd niewykorzystanego potencjału tkwi w nas. Co mam na myśli? Naszą mentalność. Podam przykład. Moi znajomi mieszkający w Fordonie od kilku lat nie byli w centrum Bydgoszczy. Im po prostu Fordon wystarcza, bo tam rzeczywiście można wszystko kupić, czy załatwić i tak sobie żyją, nie mając pojęcia jak Bydgoszcz wypiękniała i co ma im do zaoferowania. Widzę też, że my bydgoszczanie nie potrafimy pochwalić się naszym miastem, tak jak byśmy mieli kompleksy. Proszę zauważyć jak Toruń sobie fantastycznie poradził. Kopernik z Torunia wyjechał, kiedy był niemowlakiem, co jednak nie przeszkadza nikomu w kojarzeniu Torunia z całym życiem i dorobkiem naukowym naszego astronoma.


A zaglądając głębiej, co może być przyczyną tego naszego bydgoskiego podejścia do miasta? Tej niby dumy, ale jednak podszytej niepewnością.


Opowiem panu pewną historię. Wiele lat temu wraz z Prezydentem Bydgoszczy Rafałem Bruskim pojechałam do Wrocławia na spotkanie z Prezydentem tego miasta Rafałem Dutkiewiczem. Miałam tam okazję porozmawiać z ekspertem, zajmującym się szeroko rozumianą promocją miasta i tworzeniem jego pozytywnego wizerunku. On przedstawił mi ciekawą tezę. Stwierdził bowiem, że my i nasi przodkowie zawsze mieszkaliśmy w Bydgoszczy. Nie musieliśmy niczego udowadniać i zdobywać. My to miasto mieliśmy po prostu dla siebie, nawet zniszczenia wojenne szczęśliwie nas ominęły. Tymczasem Wrocław był miastem przesiedleńców, którzy musieli o to miejsce powalczyć, by nie czuć się w nim obco. Właśnie dlatego oni to swoje gniazdo tak bardzo szanują. Ta teza dała mi wtedy wiele do myślenia.


Czyli bydgoszczanie nie potrafią docenić tego, co mają?


Tak myślę. My po prostu to wszystko mamy i już. Przez to nie doceniamy tego, co osiągnęliśmy. A przecież nie stało się to samo. Kosztowało to wiele wysiłku i samorząd i inwestorów i miłośników Bydgoszczy. Powinniśmy bardziej cenić to, czego dokonaliśmy i co nadal robimy. Powinniśmy w większym stopniu odczuwać dumę z tego jak miasto dzisiaj wygląda i jaką ma pozycję na mapie Polski. Nie raz słyszałam jak ludzie, którzy z Bydgoszczy wyjechali żałowali tego i po latach z ogromnym sentymentem wspominali swój pobyt w naszym mieście.


Bydgoszcz jest miastem coraz lepiej skomunikowanym. Mamy wreszcie S-5, przez co dojazd do Gdańska zajmuje niecałe dwie godziny, a do Poznania półtorej godziny. Czy bliskość tak dużych i ważnych ośrodków miejskich nie jest zagrożeniem dla Bydgoszczy? Teraz migracja, także zawodowa, do większych miast stała się łatwiejsza.


Na pewno elementem zatrzymującym młodych ludzi w Bydgoszczy jest i będzie jakościowa edukacja, czyli atrakcyjne i dające pewność zatrudnienia kierunki studiów. Szkoły średnie funkcjonują na dobrym poziomie i tu nie mamy się czego wstydzić. Oprócz Uniwersytetu jest też Politechnika, mamy uczelnię artystyczną, do tego wiele dobrych firm, w tym takich, które konkurują na rynku globalnym. Mamy bardzo niskie bezrobocie (2,1 %). Podsumowując, pod tym względem nie jest źle.


A mieszkania?


No właśnie. Marzy mi się, aby budownictwo komunalne było bardziej rozbudowane. Wtedy młodzi ludzie nie będą musieli wiązać się na całe życie kredytem hipotecznym. Tym bardziej, że są oni niezwykle mobilni. Chcą mieć możliwość podjęcia szybkiej decyzji o zmianie miejsca zamieszkania. I właśnie to mieszkalnictwo komunalne może ich tu zatrzymać.


Kilkanaście lat temu rozpoczął się też bardzo intensywny proces migracji bydgoszczan do przyległych gmin, takich jak Osielsko i Białe Błota. Co Bydgoszcz ma im dzisiaj do zaoferowania?


Widzę po moich znajomych, którzy wyprowadzili się do ościennych, przyległych do Bydgoszczy miejscowości, że są zmęczeni tą pozorną wiejskością. Muszą pamiętać o tym, kiedy wystawić śmieci do wywiezienia, być całodobową taksówką dla dzieci, nie mówiąc już o tym, że utrzymanie domu dużo kosztuje. Stąd powrót wielu rodowitych bydgoszczan do mieszkań, zwłaszcza tych, które są położone w urokliwych dzielnicach Bydgoszczy.

Dziękuję za rozmowę.