Przyszła pora na zakończenie sezonu w wielu ligach, w których grały nasze kluby. I, niestety, efekty wielomiesięcznych zmagań za dobre nie są. Już się nasi witali z gąską, już było blisko, a jednak skończyło się nie tak, jak skończyć się miało.
Zdarza się czasem, że tekst się źle zestarzeje. No i tak się właśnie stało z niedawnym felietonem, w którym pisałem, że koszykarskie play-offy i cała koszykarska wiosna zapowiadają się w naszym regionie frapująco. I co? Nie to, że emocji zabrakło, bo te niewątpliwie się pojawiły, więc w gruncie rzeczy frapująco nawet może i było. Rzecz jednak w tym, że happy endu w tym wszystko zabrakło. Usprawiedliwić można tu Arrivę Polski Cukier Toruń, bo Twarde Pierniki i tak zdziałały w tym roku dużo, z pewnością więcej niż można było oczekiwać, a dostanie się do czołowej ósemki jeszcze parę miesięcy temu było w ich przypadku uważane za coś z gatunku mission impossible.
Torunianie odpadli więc w ćwierćfinałach, ale ich kibice są i tak z sezonu byli zadowoleni. Gorzej natomiast w Bydgoszczy… Rok temu „Asta” pukała mocno do ekstraklasowych wrót, ale potknęła się przed wykonaniem kroku decydującego. I w tym roku scenariusz się powtórzył, bo bydgoszczanie znowu promocji ostatecznie nie wywalczyli. I trzeba przyznać, że akurat brak awansu Enea Astorii jest dla kibiców pigułką gorzką do przełknięcia.
I wreszcie Anwil. Runda zasadnicza była wspaniała, włocławski klub zasłużenie był numerem jeden, i później miał to po prostu powtórzyć w play-off. No ale już z Twardymi Piernikami momenty gorsze były, a w półfinałach z Legią Warszawa już nie tylko momenty, a całe mecze. Przegrał więc Anwil awans do finału, a potem, chyba już zniechęcony i zdołowany tym, co się wydarzyło, w piątek trzynastego wypuścił z rąk szansę nawet na brązowe medale. Miało być złoto, a nie ma w ogóle podium, choć szczerze mówiąc nie wiem, czy trzecia pozycja kogokolwiek by we Włocławku zadowoliła. Tu się gra o złoto, a po takiej rundzie zasadniczej balonik napompował się sam, i to bardzo mocno. W najważniejszym momentach sezonu bez kontuzjowanego Kamila Łączyńskiego Anwil nie był już jednak tym Anwilem, którym miał być, i chyba na to w pierwszych komentarzach najbardziej zwracają uwagę fani - ci smutni, ci rozczarowani i ci wkurzeni również. I tak oto Włocławek medalu nie ma, tak jak nie ma go nasz cały kujawsko-pomorski region.
W futbolu oczekiwania miałem mniejsze, ale mimo wszystko szansa przed Zawiszą gdzieś się jednak tliła. Walczyli bydgoszczanie i sezon zakończyli na trzecim miejscu, co oznacza, że miejsca w barażach o awans do II ligi faktycznie byli blisko, ale do szczęścia jednak im nieco zabrakło. Ma więc Zawisza tegoroczny regionalny Puchar Polski, ma całkiem niezłą lokatę w ligowej tabeli, ale finalnie z awansu cieszyć się nie może, a nie ma co ukrywać, że klubowe aspiracje sięgają jednak szczebla centralnego właśnie.
Może więc za rok… bo zmienia się w Bydgoszczy dużo, przedstawiony został właśnie nowy właściciel. Zmian własnościowych bywało w Zawiszy już wiele, w erze Radosława Osucha pojawiły się sukcesy, jakich klub jeszcze nie widział, ale po późniejszych ciężkich latach jak na razie wykonanie kroku dalej niż do III ligi jest jednak zadaniem jeszcze zbyt trudnym. Teraz większościowym właścicielem został Marcin Szadkowski i czas pokaże, co dalej z Zawiszą będzie.
A pisałem już nieraz, że mocny klub piłkarski, obojętnie z którego miasta, naszemu regionowi, tak mało piłkarskiemu, jeśli chodzi o sukcesy, jest zwyczajnie potrzebny. Na szczeblu centralnym mamy nadal Olimpię Grudziądz, naszego rodzynka, ale dopiero w połowie tego tygodnia się okaże, czy Biało-Zieloni tym rodzynkiem zostaną, po drugim barażu o utrzymanie z Błękitnymi Stargard.
I tak to powoli żegnamy się na dobre z sezonem 2024/2025, i w koszykówce, i w piłce nożnej. Potencjał był na dużo, dużo więcej, więc niedosyt pozostaje. Zwłaszcza koszykarski, zwłaszcza w wydaniu włocławskim…